- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Annihilator "Criteria For A Black Widow"
Pojawił się nowy album historii i legendy thrashu - Annihilator nadal istnieje i ma się dobrze. Oto, co mam Wam do powiedzenia na temat "Criteria For A Black Widow" nasz recenzent.
Mamy tu typowe dla tej stylistyki "ścigacze". Z grubsza biorąc są to kawałki [01], [02], [06] i [09]. Ten ostatni ma tytuł idealnie oddający treść - typowy "kiler", przy którym nie sposób usiedzieć na miejscu. Szybki, cięty riff, który wraz z perkusja "byle do przodu" nadaje kawałkowi nieziemskiej motoryki, wokal charczący (chyba lekko przetworzony), z typowym heavy/thrashowym refrenem z wykrzyczanym tytułem i powerchords w tle. W środku uspokojenie, nieco orientalna zagrywka i połrecytowany śpiew, solówka i dalej do przodu, na końcu jeszcze prosta solóweczka i okrzyki "Kill! Kill! Kill!".
[01] i [06] zaczynają się mocnym riffem w średnim tempie. W pierwszym wypadku jest on dosyć typowy, w drugim bardziej mechaniczny, połączony z perkusją, brzmiącą miejscami jak automat - echa "Remains". Potem następuje szybka jazda, tradycyjnie poprzetykana solami Watersa, może w [01] trochę bardziej urozmaicona - fajny riff w refrenie. Ostatni "ścigacz" - [02] jest najmniej "ścigaczowaty" ;), a to ze względu na liczne zmiany tempa, zmiany riffów i aktywniejszą grę basu, który czasami wychodzi do przodu. Mamy tu też trochę więcej melodii, zarówno gitarowych, jak i wokalnych. Przy okazji tego kawałka chciałbym zwrócić uwagę na liczne nawiązania do poprzednich płyt, tutaj już sugerowane w tytule.
Następną "grupą" są kawałki [03], [04] i [05], bardziej pokręcone i kombinowane. Pierwszy bazuje na kontraście - z jednej strony pół-recytowany wokal ze spokojna gitarką w tle, z drugiej bardzo "nowoczesne", neo-thrashowe ciężkie gitary. [04] - tytułowy kawałek zahacza miejscami o techno-thrash, szczególnie początek, bo potem już bardziej tradycyjnie. [05] (kontynuacja kawałka z "Alice..") jest w 100% instrumentalny. Zaczyna się spokojnym, balladowym wstępem, granym na dwie gitary. To, co później się dzieje, bardzo przypomina "wybryki" Watersa na "Remains". Dużo mechanicznych gitar i perkusji, znowu echa techno-thrashu. Ogólna konstrukcja zupełnie niepiosenkowa, brak przewodnich motywów.
Teraz trochę o słabszych kompozycjach, czyli [07] i [08]. Pierwszy jest zupełną klapa. Przewodni riff jest bezpłciowy, zarówno pod względem budowy, jak i brzmienia, Hartmann - tak aktywny na całej płycie - nie pokazuje tu dokładnie nic. Całość dobija Rampage - nie dość, że śpiewa bez przekonania, to w połowie utworu wchodzi z popowym zaśpiewem, który nijak ma się do całej kompozycji. [08] jest natomiast niepotrzebnie przekombinowany. Mamy tu całkiem przyzwoity thrash, który co chwila rozbijany jest przez jakieś "upiększenia", np. wchodzą cymbałki(?), jak z jakiegoś horroru o clownach albo Rampage z rzewna melodią.
Płytę zamyka [10] - ballada, przypominająca wstęp do [05], znowu tylko dwie gitary. Co ciekawe, trwa ona około 2 i pół minuty, potem mamy dłuższa przerwę, po której wchodzi Rampage z wokalem z [04], na początku "akompaniuje" mu tylko perkusja, potem kończy już sam.
Najlepszy kawałek: "Sonic Homicide".
Najgorszy kawałek: "Loving The Sinner".
Płytka naprawdę znakomita i warto ją porządnie przesłuchać. Mnie na razie "udało się" z 10 razy, ale postaram się mocniej w nią wgryźć.