- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Annihilator "Criteria For A Black Widow"
Siódmy studyjny album Annihilatora jest powrotem w stronę bardziej thrashowej muzyki. Zniknęły gdzieś wszystkie sample i keyboardy, ustępując miejsca bardziej gitarowemu brzmieniu. "Alice In Hell" to to może nie jest, ale do "Never Neverland" już całkiem blisko .
Co się pierwsze rzuca w uszy to fakt, że większość utworów jest niesamowicie szybka - pierwsze dwa kawałki przekraczają chyba prędkość dźwięku i moim zdaniem album powinien zostać nazwany tytułem roboczym, "Sonic Homicide", bo to bardziej by odpowiadało znajdującej się na nim muzyce. Trzeci kawałek ("Punctured") jest w porównaniu z otwarciem bardzo wolny i trochę eksperymentalny, zdecydowanie stanowi chwilę oddechu po tym, co nastąpiło wcześniej. Po jednym z najciekawszych fragmentów płyty następuje dość nietypowy utwór tytułowy ze świetną solówką, a następnie instrumentalny "Schizos (Are Never Alone) Part III", który poza tytułem nie ma wiele wspólnego z legendarnym utworem z debiutanckiej płyty. W ogóle to za dużo jest tych odniesień (czy wręcz cytatów) do wcześniejszych albumów grupy. W "Back To The Palace" pojawia się inaczej zagrany riff z utworu "The Fun Palace" z płyty "Never Neverland", a w refrenie utworu tytułowego riff bardzo przypomina fragment "Never" z płyty "Remains". Myślałem, że "Remains" będzie początkiem czegoś nowego w Annihilatorze, a tu tymczasem Waters mi wyjeżdża z autocytatami fragmentów sprzed 10 lat. Jak długo można grzebać w worku ze starymi pomysłami? Ale na szczęście nie jest to nachalne. Reszta materiału to już typowy Annihilatorowy thrash metal, który trwa aż do zamykającej album spokojnej instrumentalnej kompozycji. Świetnym pomysłem okazało się wprowadzenie dwóch wokalistów - Randy Rampage zajmuje się tymi agresywnymi thrashowymi wokalami, natomiast głos Jeffa Watersa wprowadza nieco więcej melodii, co wspaniale urozmaica muzykę. Brakowało tego urozmaicenia na przykład na "Refresh The Demon". Jeżeli chodzi o solówki Watersa, to jest to pod tym względem chyba najlepszy album, jaki słyszałem od dobrych kilku lat. Takich popisów nie znajdziemy już ani w Metallice, ani w Megadeth.
Wydaje mi się, że jednym z niewielu mankamentów "Criteria For A Black Widow" jest trochę zbyt sterylne i czasem zbyt płaskie brzmienie, ale po jakimś czasie można się przyzwyczaić. Znawcy być może pokręcą nosem pod adresem Watersa za nieco ograne patenty. No i trochę szkoda, że nie ma już tych osobliwych keyboardów znanych z "Remains"... Początkowo chciałem dać 8.5 punkta, ale obniżam ocenę za schematyzm i płaskie brzmienie.