- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Annihilator "Carnival Diablos"
Dałem ostatniej płycie Annihilator ocenę 10, gdyż mimo tego, że Jeff Waters cytuje miejscami samego siebie, nie spotyka się ostatnio wielu dobrych, metalowych płyt. A "Carnival Diablos" jest takim albumem - zadziornym, drapieżnym, cholernie melodyjnym i stawiającym na nogi o każdej porze. Thrash metal połączony z hard rockiem i heavy metalem stanowi świetną mieszankę wybuchową, ta płyta posiada coś, o czym "mroczne" odmiany metalu chyba zapomniały, mianowicie czad. Czad, który nie pozwala usiedzieć w miejscu. Zresztą Annihilator zawsze tak grał, mimo tego, iż niektóre albumy były wyraźnie łagodniejsze. Pamiętacie takie "hymny" jak "I am in Command", czy "Alison Hell"?
Od pierwszych taktów "Denied" wiemy, że mamy do czynienia z profesjonalistami, których głównym zadaniem jest dobre granie, a nie straszenie swoim wizerunkiem albo długimi pseudonimami, w celu zdobycia nastoletnich fanów. Nowy wokalista John Comeau, przybyły z Overkill, spisuje się na medal, jest najlepszym pieśniarzem Annihilatora od czasów Coburna Pharra, który darł gardło na "Never, Neverland". Zresztą posłuchajcie chociażby utworu "Epic Of War", który zaskakuje w środku fragmentem jakby żywcem wyjętym z pierwszych płyt Iron Maiden.