- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Anneke van Giersbergen "Everything Is Changing"
Rozważania na temat najnowszej płyty solowej byłej wokalistki The Gathering wypada mi zacząć jakimś, no nie wiem, może przymiotnikiem. Nie będzie to słowo: "ładne", "piękne" czy "klimatyczne", ale - "dziwne". Tak właśnie, to ja Megakruk i jestem chyba "dziwny" (by nie rzec popierdolony), bo nie dość, że wiem, iż Anneke van Giersbergen porusza się w stylistyce odległej od moich upodobań o miliardy parseków, to jednak po wysłuchaniu singlowego "Feel Alive" ze stycznia 2012 roku, postanowiłem wejść w posiadanie całego krążka "Everything Is Changing". Drążąc dalej temat "dziwności", pamiętam z dawnych lat reckę niejakiego Iwanta z "Metal Hammera" (obecnie fan clubbingu, lansu i sportu), który stwierdził, że "Nightime Birds" The Gathering zostawiło za sobą daleko w tyle klimatyczne płyty Johana Edlunda czy Braci Cavanagh, co samo w sobie wydawało mi się "dziwną" konkluzją właśnie, z którą nota bene do dziś się nie zgadzam. I jakkolwiek wydawałoby się wam to znów "dziwne", najnowsza płyta Anneke, tym razem mi, staremu zakutemu fanowi dokonań starej ekipy natchnionych herosów z Century Media z obu stron połowy lat 90-tych, jawi się jako pogrom najnowszej twórczości nie tylko byłych kamratów Anneke, tonących powoli pod wodzą braci Rutten, ale w kategorii "klimatyzowanego" grania, również w pewien sposób najnowszego "dziełka" zespołu Anathema(!). Sami przyznacie, że to hmmm... Naprawdę "dziwne".
Zaraz ktoś zapewne rzuci mi kupą w twarz i wyrwie ostatnie kłaki z potylicy, pytając gdzie obecne oblicze van Giersbergen, a gdzie ambicje Vincenta i Danny'ego? Ale jak ktoś postara się wznieść ponad sławne szyldy, zauważy że obiema ostatnim płytami wymienionych rządzą światło i pozytywne nastroje, wsparte leciutkim powiewem rockowej dynamiki. Jakkolwiek na "Everything Is Changing" tej pierwszej więcej jest odwołań do szeroko pojętej muzyki popularnej, to jednak nie sposób jej w żaden sposób zakwalifikować w gronie, wrzucanych do tego wora przez media, pokładów gówna. Wręcz przeciwnie, w otwierającym krążek "Feel Alive" człowiek wpada w podziw, jak zgrabnie Anneke łączy niesamowitą chwytliwość z możliwościami swojego głosu. Chodzi mi o to, że rzecz spokojnie mogłaby zgarniać wszystkie Bursztynowe Słowiki na rodzimych festach czy zaczynać Dzień Dobry Polsko, ale nie pozwala o niej zapomnieć przede wszystkim ten zajebisty wokal, poruszający słuchacza aż po same trzewia. Gdyby refren "Feel Alive" zinterpretowała dajmy na to jakaś nasza rodzima gwiazda, znajdująca się obecnie na szerokim świeczniku TVP, pewnie pomyślałbym, że relacjonuje umycie dupy po całym tygodniu braku wody w mieszkaniu, no a tutaj? Tutaj zaś rządzi i dzieli była gardłowa The Gathering, która mimo iż wcale jak Gathering "nie gada", to chwyta publikę za jaja, a ta publika jej wierzy. Kwiaty kwitną, ptaszki składają jajka, pieski się grzmocą - Wiosna Panie Sierżancie. Podobnie rzecz ma się z "You Want To Be Free" wchodzącym zagrywką gitarową podprowadzoną wręcz ze spotów reklamowych, ale dalej kontrolę przejmuje tutaj genialnie zaaranżowany refren, który kupuje mnie w dwie sekundy i to wcale nie za małe pieniądze. Co to, to nie, bo do tandety daleko, przynajmniej tak daleko, jak polskim piłkarzom do wyjścia z "grupy śmieci" na Euro 2012.
Ale nie tylko hity ma do zaproponowania piękna Holenderka tym razem. Pomna swej sławetnej przeszłości, która wyniosła ją na piedestały, serwuje też kawałki, w których co wrażliwsze ucho wyłapie coś więcej niż tylko melodyjne podrywanie słuchacza do lotu. "Everything Is Changing", przeładowany elektroniką "I Wake Up", zaśpiewany przy akompaniamencie smyków i instrumentów klawiszowych, wzruszający "Circles" - to tylko niektóre przykłady utworów, w których Anneke i "współmuzycy" rozwijają skrzydła kompozytorskie, wkraczając na szerokie wody rozbudowanych kompozycji, w których pętlą się uczucia, namiętności i palety nastrojowych barw. Już nie jest tak przyjemnie i łatwo, jak w kawałkach singlowych, ale tak samo wciągająco i atrakcyjnie, wprowadzając gładko słuchacza w ostatnią część płyty, składającą się z aż trzech kawałków finałowych. Dynamiczny, rockowy "Slow Me Down" - znów z porywającą częścią środkową, pompatyczny, niemal gatheringowy "Too Late" i anathemowy, rewelacyjny "1000 Miles Far Away From You", po odsłuchu którego nie zapłacze chyba tylko pustak.
Tak więc jaja Panie i Panowie. Nie śledziłem bacznie przygód filigranowej wokalistki od czasu opuszczenia przez nią szeregów macierzystej formacji (tej sławniejszej rzecz jasna) i nie spodziewałem się, że bez tamtej kapeli jest w stanie coś z siebie wydobyć. A tutaj znów niespodzianka. Babka pokazuje, że jest w stanie zgnieść własną legendę i zrobić coś, co wykracza poza styl, z jakim była kojarzona. Nie tylko się broni, ale i doskonale daje radę. Wracając do wstępu, to naprawdę jest "dziwne", ale jak już ukończę codzienny szlak wojenny z Marduk, z chęcią sięgam po "Everything Is Changing". Jest mi dobrze z tą płytą, choć na co dzień morduję otoczenie black - death metalem. Ogromne zaskoczenie (przynajmniej dla mnie). Choć to inne granie, to w kategorii klimatów... bez dwóch zdań ostatni The Gathering zmiażdżony, a Anathema przynajmniej dogoniona. Dobrze mi w objęciach krążka Anneke, wam też będzie dobrze. Ssijcie więc z cyca tej muzyki, dobroci wszelakiej zaprawdę starcza dla wszystkich zainteresowanych.
:)
Rockmetal utrzymuje od lat całkiem spójny profil, a jeżeli pojawia się tu recenzja obecnej twórczości Anneke (którą bardzo lubię) to chyba przede wszystkim ze względu na rolę jaką pełni w świadomości odbiorców ciężkiej muzyki - zawdzięczamy jej okres genialnego rozwoju the Gathering, wystarczy posłuchać Almost A Dance, żeby stwierdzić, że Anneke uratowała ten zespół :)
Co do Anneke - oczywiście, że uratowała The Gathering, "Almost a Dance" wokalnie było płytą wręcz żenującą (ostatnio sobie przy piciu puściliśmy, sporo śmiechu było...), a chwilę później odpalili coś tak znakomitego jak "Mandylion". Tyle, że Anneke od ładnych paru lat nagrywa osobno, dobrą i jak najbardziej rockową muzykę. A odrobina sentymentu do dawnych gwiazd sceny klimatycznej to chyba nic złego? Poza tym - Megakruk nigdy się nie myli w doborze repertuaru;)