- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Anathema "The Silent Enigma"
Wielu skazało Anathemę na porażkę, po tym jak wokalista Darren J. White opuścił jej szeregi. Przyznać trzeba, że obawy te nie były bezpodstawne; w końcu zespół miał już na swoim koncie udany debiut "Serenades" i dwa mini (dość długie zresztą) albumy. Charakterystyczny "growl" Darrena na pewno miał duży wpływ na ostateczny zarys kompozycji, na styl grupy. Wkrótce okazało się, że jego następcą został... jeden z dotychczasowych gitarzystów - Vincent Cavanagh...
No i stało się - drugi duży long Brytoli, "The Silent Enigma", ujrzał w końcu światło księżyca. I od razu zaszokował wszystkich, którzy z góry odważyli się zwątpić w ich potencjał i potęgę. Myślę, że nie tylko dla mnie prawdziwa przygoda z Anathemą zaczęła się właśnie od tego albumu. Dopiero tutaj Klątwa naprawdę rozwinęła swe skrzydła, ukazując się przy tym jako twór w pełni dojrzały, profesjonalny i monumentalny. To niezwykła płyta. Pełna szczerego smutku i żalu. Kreująca niecodzienne uczucia i nastroje, nad którymi wznosi się dym mroku, tajemnic i grozy. Na pewno nie można przejść obojętnie wobec tego dzieła. Właśnie dlatego, że jest takie, a nie inne. Dlatego, że nie bije optymizmem, a przedstawia przytłaczającą rzeczywistość, po której stąpamy. Rozwiane nadzieje i zdeptane marzenia ("Shroud of Frost"), przeraźliwa samotność, raniąca krzykiem pustej rozpaczy ("...Alone" z gościnnym kobiecym wokalem), śmierć ukochanej osoby ("The Silent Enigma"), desperacke poszukiwanie sensu życia ("Restless Oblivion")... Utwory są mroczne, przygnębiające i ciężkie, a jednocześnie tak delikatne, tak piękne, tak kojące... W głębi tych dźwięków przez cały czas czai się jakaś zimna obojętność, jakieś niezrozumiałe rozgoryczenie. Podobnie rzecz ma się z drżącym wokalem Vincenta. Być może to właśnie odejście Darrena podsyciło w pozostałych muzykach Anathemy negatywne nastroje i dlatego "The Silent Enigma" ma właśnie taki charakter. Cokolwiek by to było, wyszło to tylko na dobre. Bez cienia wątpliwości "Enigma" zdecydowanie przewyższa dzieła z przeszłości. Jest chłodna, mroczna, niesamowicie gotycka, a z drugiej strony agresywna, dynamiczna, przytłaczająca... Przypomina niespokojny ocean na tle rozszalałej burzy. Jest jak obraz świata, malowany przy pomocy dźwięków. Jak romantyczny wiersz, który przeraża bogactwem treści. A bogactwem jest tutaj wszystko - muzyka, słowa, klimat... Nawet zagadkowa cisza, płynąca niczym fale płaczących mórz, niczym ludzka samotność, tęsknota, ból... Piękno, wrażliwość, głębia, emocje, niepokój... Sprzeczne uczucia splatają się w jedną duszę, jedną Tajemnicę, wreszcie w jedną płytę, której zaklęte imię w desperackiej rozpaczy unosi się wysoko nad Horyzontem Milczącej Ciszy... "The Silent Enigma"...
Płyta ta udowodniła, że Darren J. White wcale nie był sercem Anathemy, ogniwem, bez którego zespół nie mógłby funkcjonować. Jak już wspomniałam, dla mnie i wiem, że także dla wielu innych, dopiero ta płyta pokazała na ca naprawdę stać Brytoli. "The Silent Enigma" to BEZDYSKUSYJNA klasyka "klimatycznego" metalu. Pełnego grozy, mroku, bólu, ale też piękna, marzeń, głębi...
Mój ulubiony kawałek z tej płyty - "Sunset of Age".
To właśnie tu jest Anathema.
Materiały dotyczące zespołu
- Anathema
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf
My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum
Burzum "Hvis Lyset Tar Oss"
- autor: Aranath
Cradle Of Filth "Dusk and Her Embrace"
- autor: szalony KaPelusznik
- autor: Shagrath
- autor: Margaret