- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Anathema "Serenades"
Nie ma wątpliwości, że Anathema bardziej znana jest ze swoich ostatnich dokonań, z płyt, na których wokalnie udziela się Vincent, niż z pierwotnej, nieco innej stylistyki. To jednak nie dlatego, że na początku tworzyli nieciekawą, pozbawioną finezji i oryginalności muzykę. Było przecież wręcz przeciwnie - Klątwa wraz z Paradise Lost, My Dying Bride i Tiamatem stworzyła nowy nurt w muzyce metalowej. A że z czasem ich twórczość przeszła znaczącą (swoją drogą cudowną) metamorfozę, to już inna sprawa. Mimo fantastycznego rozwoju, trudno jednak zapomnieć o ich korzeniach, o pierwszej pełnometrażowej płycie "Serenades", tym bardziej że stała się ona po pewnym czasie wielką inspiracją dla nieco młodszych kapel.
Ból, cierpienie, przygnębienie, chłód... Znajome uczucia, których człowiek chciałby za wszelką cenę uniknąć. Co jednak dzieje się, gdy trzeba się z nimi zmierzyć, gdy nie można przed nimi uciec...? Odpowiedzi na te i podobne pytania ukryte są właśnie w tych dźwiękach. "Serenades" to strumień gorzkiej rozpaczy, nie kończąca się otchłań smutku. Nadzieja i wiara wydają się być tutaj zlepkiem pustych, zakłamanych słów. Każda nuta tchnie przeraźliwym przygnębieniem, bolesną prawdą o którą roztrzaskały się marzenia. Utwory są mroczne i ciężkie. Tempo powolne, wręcz walcowate (oprócz genialnego, czadowego "Sleepless"). Gitary brzmią surowo i "brudno". To one kreują niesamowity, trudy do podrobienia styl Anathemy. Na solidną sekcję nakładają się wzruszające solówki - jakby delikatne i kojące. Wszystkie te elementy połączone w jedną całość tworzą jedyną w swoim rodzaju, wstrząsającą opowieść o zwątpieniu, beznadziei i samotności. Nastrój jeszcze mocniej dołują poetyckie teksty, oscylujące wokół ciemnych stron życia. Śmierć, utracona miłość, melancholia, gniew... Zaśpiewane głębokim, desperackim growlingiem Darrena, "wgniatją" jeszcze mocniej. Wspominając o wokalach nie sposób zapomnieć o "J'ai Fait Une P romess". To zdecydowany odmieniec na tej płycie - delikatna kompozycja na gitarę akustyczną, ozdobiona pięknym kobiecym głosem (to ta sama pani, która udzielała się na epce "Crestfallen"). Drugim odmieńcem jest utwór, a właściwie suita (ponad dwudziestominutowa!) zamykająca album - "Dreaming: The Romance". Bliżej jej do muzyki filmowej niż jakiegokolwiek metalu, czy rocka. Reszta materiału to już mroczne, do szpiku kości depresyjne utwory, pełne jednak bolesnego piękna i czułości.
"Serenades" to bez cienia wątpliwości jedno z najbardziej inspirujących dzieł metalu "klimatycznego". Charakterystyczne brzmienie, niepowtarzalny klimat, porażająca szczerość... I tak na dobrą sprawę Anathema, mimo znaczącej metamorfozy, nie zmieniła się aż tak diametralnie. Zachowała przecież wyżej wymienione atuty. Teraz jedynie mniej w tym wszystkim surowości i brudu, a więcej magii, głębi i absolutnego piękna.
nie wiem tylko, o co chodzi z tą utkryta treścią.. szatan przemawia czy jak?
jakies wymioty typu "natural disaster" czy "judgement" a nawet i "silen enigma" to nudne odgrzewane stare kotlety, ktorym brakuje smaku... kto jeszcze śmie nazywac anatheme metalowym zespolem po tym co dokonali na kilku ostatnich swoich wydawnictwach ?
Nie mówiąc już o tym, jak infantylna jest postawa stania na straży czystości gatunkowej i jak wpływa na stereotypy dotyczące otwartości fanów metalu...
Materiały dotyczące zespołu
- Anathema
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf