- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Anathema "Eternity"
Chyba nikt do końca nie wiedział, w jakim kierunku pójdzie Anathema po niewątpliwie przełomowej płycie "The Silent Enigma". To właśnie tam po raz pierwszy Vincent wystąpił w roli wokalisty, a i sama muzyka przeszła pewną metamorfozę. Przypuszczeń i domysłów było całe mnóstwo, ale żadne z nich tak naprawdę nie było prawdziwe. Brytole zaskoczyli ponownie. Kolejny raz zamknęli usta tym wszystkim, którzy skazali ich na zagładę po odejściu Darrena.
"Eternity"... album niezwykle urzekający i... kontrowersyjny. Dla jednych to potworne nudziarstwo, dla innych Absolut i niedoścignione piękno. Po nieco surowej jeszcze "The Silent Enigma" Anathema stworzyła prawdziwie głęboką i mistyczną płytę. Nie da się ukryć - płytę bardziej wyłagodzoną, wysublimowaną, często wręcz delikatną i spokojną. Wielu doszukuje się tu ducha Pink Floyd. Przyznać trzeba, że porównania (a raczej skojarzenia) te mają sens, faktycznie bowiem "Eternity" pozostaje pod jakimś tam wpływem floydowskiej atmosfery. Nie bez znaczenia jest zresztą cover "Hope", "wyrwany" właśnie z repertuaru tegóż zespołu. Nie można jednak zarzucać Brytolom ani kopiowania, ani podążania w stronę komercji. Bo wbrew pozorom "Eternity" do łatwych, szybko przyswajalnych, albumów nie należy. Owszem, muzyka go wypełniająca nie brzmi już tak ciężko i szaleńczo jak w przeszłości. Poza charakterystyczną anathemową atmosferą (która odczuwalna w tych dźwiękach była zawsze), nie przypomina nawet "Enigmy". Jednak osobisty wkład w powstanie tego dzieła nie pozwala przejść obok niego obojętnie. Czuje się bowiem - zarówno w dźwiękach, jak i poruszających tekstach - szczerość i zaangażowanie. Muzycznie "Eternity" lokalizuje się gdzieś między metalem klimatycznym, a rockiem progresywnym. Trochę tu nawet psychodelii. Na pewno na podziw zasługują śliczne solówki gitarowe (brawo Danny!). To właśnie one w dużym stopniu kształtują niepowtarzalny, trudny do podrobienia i pomylenia, styl Anathemy. Urzec mogą delikatne, nostalgiczne klawisze (szczególnie "Sentient" i "Ascension") i kojące gitary akustyczne ("Suicide Veil", "Angelica"). Na pewno zaskakuje wokal Vincenta - pełen uczucia i ekspresji. Może balansujący jeszcze na granicy fałszu, lecz jakże emocjonalny i naturalny. I w sumie to liczy się niekiedy o wiele bardziej niż "zaprogramowana" technika i zawodostwo. Wszystkie te elementy okryto całunem piękna, tęsknoty i smutku. Połączone w jedną całość momentalnie hipnotyzują i uzależniają.
Może to nie "The Silent Enigma", a "Eternity" był tym przełomowym krążkiem Brytoli? Obcując z kolejnymi dziełami, trudno nie oprzeć się temu wrażeniu. To chyba właśnie ten album wskazał im drogę, po której do dziś kroczą. Piękno, głębia, smutek, ból... Szczerość, emocje, pasja... Niby to takie proste, a jednak tak niewielu potrafi naprawdę wzruszyć.
Materiały dotyczące zespołu
- Anathema
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum