- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Anathema "A fine day to exit"
Odliczanie zakończone - szósta pełnometrażowa płyta kultowej w pewnych kręgach Anathemy jest już dostępna dla ogółu. Niewątpliwie nadzieje w niej pokładane były bardzo duże, ale przecież sami zainteresowani po przecudownym "Judgement" i wcześniejszych dziełach bardzo wysoko podnieśli sobie poprzeczkę. Muzyka tegoż zespołu zawsze wymykała się jakimkolwiek klasyfikacjom, zawsze emanowała szczerymi do bólu emocjami i uczuciami. Najwierniejsi fani nie wątpili, że i tym razem zatoną w otchłani głębi, magii i piękna. Czasem jednak rozczarowanie przychodzi w najmniej spodziewanej chwil ...
Trudno dziś właściwie ocenić "A Fine Day to Exit". Bo z jednej strony doskonale wie się, że dotychczasowi wielbiciele mogą poczuć się nieco rozczarowani jego zawartością, a jednocześnie ma się świadomość, że i tym razem twórczość Anathemy to niedościgniony ideał muzycznego piękna... To zdecydowanie jedna z tych płyt, na poznanie których potrzeba mnóstwo cierpliwości, jedna z tych, które zostaną docenione z perspektywy czasu, gdy opadną pierwsze emocje, a na ich miejscu pojawi się fascynacja. Jak można było przewidzieć, "szóstka" jest naturalną konsekwencją "Judgement" - może nie słychać tego przy pierwszym kontakcie, gdy umysł jeszcze żyje wspomnieniami i trudno mu przestawić się na teraźniejszość, ale już kolejne bardziej trzeźwe poznawanie tych dźwięków uświadamia, że to najbardziej naturalna ewolucja, najbardziej konsekwentny rozwój. Brytyjczycy nie znają kompromisów, nie pozwalają, by krytyka zamknęła ich w ciasnych ramach konkretnego stylu. I właśnie dlatego "A Fine Day to Exit" jest sporym zaskoczeniem - bo choć można było przewidzieć taki obrót spraw, bezpośredni kontakt z dźwiękami nieraz zaskakuje. Anathema śmiało pogrążyła się w progresywno- psychodelicznych otchłaniach, których ujście znaleźć można było na "Judgement". Już otwierający album "Pressure" zaskakuje delikatnością i klawiszowym motywem śmiało wysuniętym na pierwszy plan. Kompozycje z "wnętrza" krążka jeszcze bardziej oczarowują delikatnością i spokojem (przepiękny "Leave no Trace"). Ale tak naprawdę dźwięk ciszy to tylko jedna strona tego albumu. Bo obok subtelnych, nostalgicznych wyciskaczy łez znaleźć tu można utwory bardziej energiczne, zakręcone, momentami nawet nasycone buntem ("Panic", fragmenty "Looking Outside Inside"). Dzięki tej dwoistości płyta nie nudzi, tym bardziej, że spokój z dynamizmem zostały inteligentnie przemieszane - gdy robi się niepokojąco łagodnie, za chwilę do gry włącza się bardziej rockowa gitara. Właśnie rockowa... bo chyba trudno już Brytoli zamykać w metalowych klatkach. "A Fine Day to Exit" to przede wszystkim gitary akustyczne wymieniane z kontrolowanym ciężarem, wątki elektroniczne i transowe, odrobina psychodelii, ogrom progresji. Nie sposób zapomnieć w tej wyliczance o Vincencie - wokale jak zwykle wspaniale oddają muzyczny zamysł. Pełno w nich zaangażowania pasji, uduchowienia... Zresztą jak i w samych dźwiękach. W dźwiękach pełnych melancholii, osamotnienia, ale tez i nadziei, siły i rozmarzenia.
Przyznam, że dużo czasu zabrało mi przekonanie się do tej płyty. Początkowo byłam wręcz rozczarowana jej zawartością. Jako odwieczna fanka oczekiwałam czegoś innego. Dopiero za którymś razem odnalazłam w tej muzyce pierwiastki mojej Anathemy. "A fine Day to Exit" wymaga czasu i maksymalnego skupienia. Wymaga odrobiny poświęcenia i wrażliwości. A przede wszystkim słuchawek, samotności i ciszy. Wówczas pozostaje tylko jedno - pozwolić dźwiękom swobodnie wlewać się do duszy. To dzieje się tak szybko... nie zauważysz momentu, w którym się zakochasz. Nie będziesz wiedzieć, dlaczego tak się stało... Ale odpowiedź istnieje. To wciąż nietuzinkowa, wielowymiarowa muzyka pełna emocjonalnej głębi i najszczerszej szczerości. I to jest ten trik, na który zawsze nabierają Brytole. Jakkolwiek by nie brzmieli...
Materiały dotyczące zespołu
- Anathema
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Death "The Sound of Perseverance"
- autor: Rock'n Robert
- autor: Sanitarium
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf