- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ananke "Malachity"
Teraz już wiem, dlaczego swego czasu urzekła mnie i przypadła niesamowicie do gustu twórczość pewnego zespołu o nazwie takiej, jak druga płyta Carlosa Santany, czyli Abraxas. Wtedy jeszcze słuchałem tych pionierów polskiego rocka progresywnego z kaset magnetofonowych. Nagrali cztery albumy (w tym ostatni - koncertowy z roku 2000). Od początku w grupie wokalistą oraz autorem charakterystycznych i kontrowersyjnych tekstów był Adam Łassa. To wszystko o czym piszę, musiało się zdarzyć, abym mógł teraz sięgnąć po wydawnictwo zespołu Ananke, którego współzałożycielem jest ten wokalista. W oczekiwaniu na płytę, którą miałem otrzymać przesyłką pocztową, sięgnąłem do pierwszej kasety Abraxas. I co ja widzę? Na okładce, co mnie uderzyło, a o czym już zapomniałem, zaraz przy nazwie formacji widnieją słowa: "Cykl obraca się...". Zgadza się, historia polskiego progrocka zatoczyła koło, czego świadectwem jest powstała w Bydgoszczy w 2009 roku ekipa Ananke, która wyłoniła się jak Feniks z popiołów i wydała debiutancki album.
Najpierw rzut oka na tytuły. Od razu niezwykłość. Wszystkie nazwy utworów są jednowyrazowe. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem możność obserwacji takiego faktu. Muzyka na krążku od razu kieruje nas w przeszłość. Z tego względu, że ta grupa jest łagodną wersją znanego już kiedyś przypadku. Podobne nawet są układy i symbolika słów oraz rytm tekstów. Także ważne jest to, że Adam zawsze śpiewał i teraz też śpiewa po polsku. Ale czy to źle? Właśnie nie. Prawie nikt nie gra u nas w tej chwili takiej muzyki. Jest więc dla zespołu dużo miejsca. W nagrywaniu materiału uczestniczył gościnnie na gitarze akustycznej w dwóch numerach Łukasz Święch, który także występował w Abraxas. Trzecią postacią, mającą związek z tym zespołem, jest grający na klawiszach Krzysztof Pacholski, twórca całej muzyki na debiucie Ananke.
Przejdźmy jednak do repertuaru na krążku "Malachity". Najbardziej wyróżnia się "Asyż", świetny od samego początku, blisko ośmiominutowy, najdłuższy na płycie. Pięknie gitara wchodzi tu w linię melodyczną z wokalem, aby później pokazać delikatnie chropowatość riffów. Jest w tekście także kaszmirowy deszcz, zamiast kaszmirowego nieba, jak na albumie "99". Równie ładnie brzmi kawałek "Perfumy" z krótką subtelną solówką gitary na końcu i klimatycznie budowanym nastrojem. "Akasha" to wyważony, stonowany rock. Na koniec płyty mamy wyśmienity numer "Mojra" - długi i powolny, majestatyczny, z camelowską gitarą w finale. W nim to pada tytułowe słowo, czyli - "malachity". Warto wspomnieć też o ciekawym brzmieniu organów w "Talisman". Natomiast w "Amidelia" jest szafirowo i imbirowo, jeżeli chodzi o słowa, a instrumentalnie również bardzo łagodnie.
Ze wszystkich utworów, nawet tych posiadających szybsze tempo, emanuje spokój. Jeżeli bym miał przedstawić muzykę w postaci wykresu, to byłaby to linia pozioma na dość dużej wysokości, czasami podnosząca się nieznacznie i opadająca do poprzedniego stanu. To niezwykle sympatyczny krążek. Nie wywołuje u słuchacza skrajnych emocji. Uspokaja, ale co jest istotne, nie usypia, tylko kumuluje uwagę. Mnóstwo łagodności, piękna i melodii słychać w tych dźwiękach - za sprawą delikatnych akordów pianina oraz wypełniających tło klawiszy. Solowe partie gitar przeważnie wyłaniają się gdzieś na krótko, niemalże na chwilkę, aby ponownie powrócić na jakiś magiczny moment. Do tego wszystkiego słyszymy harmonijnie dopasowane partie wokalne.
Tak się złożyło (zupełnie przypadkowo... no prawie), że na końcu tej recenzji powtórzę słowa, którymi ją rozpocząłem, a są one cytatem ze starszych tekstów Adama Łassy. Mianowicie "teraz już wiem" *), skąd wzięła się taka muzyka i z jakich korzeni się wywodzi. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co jeszcze w tej dziedzinie sztuki nas zadziwi, zaskoczy lub rozczaruje. Może historia zatoczy kiedyś jeszcze większy krąg, bo... cykl obraca się.
*) "Pokuszenie" (Abraxas "Centurie", 1998)
To kolejny powrót pana Adama i Sławomira w niewątpliwie przyzwoitym stylu. Chcę jednak zwrócić uwagę na pewien tragizm całej sytuacji. Dla wszystkich którzy znają twórczość ww panów i ich przyjaciół z poprzednich objawień - ta płyta będzie wtórna i mało odkrywcza. Dla młodszych słuchaczy mam nadzieję będzie tylko wstępem do poznania wcześniejszej twórczości muzyków spod nieśmiertelnego znaku "Abraxas". To właśnie tam i w kilku pobocznych projektach o których przeczytacie na stronie Ananke, znajduje się drogowskaz dokąd należy się kierować aby poznać całą esencję i prawdziwy geniusz tyh twórców. Ananke jest według mojej oceny tylko próbą (czy udaną pozostawiam ocenie słuchaczy) przeniesienia całej treści i jądra twórczości Adama Łassy i towarzyszących mu wcześniej muzyków na inny poziom nabywczy. Wydaje mi się, że dla starszych obznajomionych z tym nurtem i historią A. będzie to płyta troszkę wtórna. Nawet w tekstach powracają znane już wcześniej patenty (to nie jest zarzut ). Dla osób po raz pierwszy obcujących z muzyką o takich korzeniach może być to jednak mimo wszystko zbyt trudny orzech do zgryzienia. Jest to niewątpliwie bardzo dobra płyta, piękna pod każdym względem, jednakże ewidentnie przystosowana do potrzeb rynku i wymogów radiowych. To pewnie dobrze bo być może dzięki niej i dzięki nowemu zespołowi wreszcie twórczość Adama Łassy oraz brzmienie głosu przebije się przez ścianę niezrozumienia i prostactwa jakim karmią nas media. Tego życzę muzykom Ananke i trzymam kciuki za sukces całego przedsięwzięcia.
Okładka niezwykła? chyba żart jakiś. Daję minusa
Pozdrawiam
Materiały dotyczące zespołu
- Ananke