- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Alice In Chains "Black Gives Way To Blue"
Muszę przyznać, że jestem fanem Alice In Chains od niedawna. Nowy album był pierwszym dziełem Jerry'ego Cantrella i spółki, które miałem okazję poznać. Nieznajomość dokonań zarejestrowanych ze zmarłym przed kilkoma laty wokalistą Laynem Staleyem sumiennie nadrobiłem. Kiedy Alice In Chains wydawali swoje najlepsze płyty ("Facelift" w 1990 oraz "Dirt" w 1992) - dopiero zaczynałem stawiać pierwsze kroki oraz klecić pierwsze zdania, a gdy nagrali ostatni studyjny album, kończyłem zerówkę i szykowałem się do podstawówki - tak więc niemożliwym było, bym znał ten zespół w czasach jego świetności. Dopiero w gimnazjum przyszła fascynacja Metallicą, Nirvaną, Aerosmith i Iron Maiden - musiałem wtedy również usłyszeć o Alice In Chains, nazwa ta od dawna była obecna w mojej świadomości, jednakże nie miałem okazji zapoznać się z dokonaniami Amerykanów.
"Black Gives Way To Blue" to album, który narobił sporego zamieszania jeszcze zanim się ukazał. Wielu starych fanów odwróciło się i postawiło krzyżyk na Cantrellu. Ten - po wydaniu trzech udanych (właściwie to dwóch, w tym jednej podwójnej), ale niedocenionych solowych płyt - postanowił wskrzesić swój macierzysty zespół z nowym wokalistą o fizjonomii będącej skrzyżowaniem Jimmiego Hendrixa i Lenny'ego Kravitza. William DuVall - bo o nim mowa - dotychczas udzielał się jako wokalista i gitarzysta niezbyt znanego (przynajmniej w Polsce) zespołu Comes With The Fall. Teraz śpiewa i gra na gitarze rytmicznej w "Alicji w okowach".
Uważam, że nowe kompozycje mogłyby spokojnie znaleźć się na solowej płycie Jerry'ego Cantrella, któremu - przypomnijmy - na pierwszym solowym albumie, "Boggy Depot", pomagali koledzy z zespołu (oczywiście oprócz borykającego się wówczas z narkotykowymi problemami Layne'a Staley'a). Zdecydowana większość kompozycji to samodzielne dzieła blondwłosego gitarzysty. O dziwo to nie William, a Jerry odpowiada za przeważającą część wokali prowadzących, co nie jest moim zdaniem mankamentem, gdyż głos Cantrella (w porównaniu do starszych płyt "Alicji") nieco się obniżył i nabrał mrocznej barwy - przez co częściej wysoki głos Williama jest wykorzystywany do chórków, harmonii i wspierania wokalu prowadzącego, co daje doskonałe rezultaty ("Acid Bubble", "Looking In View", "All Secrets Known" czy singlowy "Check My Brain"). Oczywiście w niektórych momentach William dostaje zielone światło i śpiewa samodzielne fragmenty piosenek oraz jeden utwór w całości ("Last Of My Kind"), lecz jest tego zdecydowanie za mało - jak na kogoś, kto zastąpił legendarnego Layne'a Staley'a i na koncertach wykonuje jego partie wokalne. Rozumiem, że z płyty na płytę Cantrellowi coraz bardziej podobało się stanie za mikrofonem, ale skoro zatrudnia wokalistę, to powinien dać mu więcej swobody - tym bardziej, że DuVall ma kawał głosu i coraz lepiej czuje się w zespole. Być może wokal Willa nie jest tak chropowaty, brudny i "zaćpany", jak głos zmarłego poprzednika, ale "Last Of My Kind" pokazuje, iż warto na następnym albumie postawić na niego i dać szansę, aby mógł się wykazać, a nie śpiewać tylko od wielkiego dzwonu albo w tych miejscach, w których Jerry nie daje rady krzyknąć lub wyciągnąć wyższych dźwięków - jak w otwarcie nawiązującym do "Down In A Hole" z "Dirt" przedostatnim utworze, "Private Hell".
Co do samych utworów - według mnie są znakomite. Oprócz cięższych kompozycji znajdują się tu doskonałe ballady - utrzymane w duchu akustycznych EPek "Your Decision" i "When The Sun Rose Again" - czy przepiękny utwór tytułowy, będący hołdem dla zmarłego w 2002 roku wokalisty (z gościnnymi partiami fortepianu wykonanymi przez Eltona Johna). Płyta stylistycznie bliska jest solowemu, dwuczęściowemu albumowi Cantrella - "Degradation Trip", lecz na szczęście nie są to piosenki, jak to się zdarzało na tym albumie, wydłużane na siłę, przeładowane posępną atmosferą, przez co wymagające wielokrotnego do nich podejścia. Okraszone ciężkimi riffami, nieco psychodelicznym klimatem oraz wokalnymi harmoniami (które od zawsze były znakiem rozpoznawczym Alice In Chains), sprawiają dużą niespodziankę i ucierają nosa malkontentom twierdzącym, iż zespół nie ma prawa bytu bez Layne'a Staleya. Otóż to, Jerry Cantrell albumem "Black Gives Way To Blue" ostatecznie udowadnia, że to on jest i był liderem grupy. Może stojącym nieco z boku, cichym, ale to bez jego riffów, solówek i w dużej mierze tekstów (które pisał również Layne) nie byłoby wielu fantastycznych kawałków, będących już dziś klasykami formacji.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Armia "Triodante (reedycja)"
- autor: ad
All My Life "All My Life"
- autor: RJF
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Świetnie się tego słucha.