- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Alice Cooper "Brutal Planet"
Dla nieszczęśników kojarzących Alice Coopera wyłącznie z płyty "Trash", "Brutal Planet" może być nie lada szokiem. Od pierwszego, tytułowego utworu album atakuje ciężkim brzmieniem nisko strojonych gitar. Jest to wprost rewelacyjne połączenie starych i nowych patentów hard rockowych. Jeśli podobały wam się najmocniejsze kawałki na "Ozzmosis" Ozzy'ego Osbourne'a (takie jak "My Jackyll Doesn't Hide" czy "Thunder Underground"), to pokochacie tę płytę. Jest świeża, dynamiczna, melodyjna (ale nigdy ponad miarę, jak to niestety było na "Trash") i - co tu dużo mówić - po prostu kopie, kopie, kopie...
Przy tym wszystkim, "Brutal Planet" zdaje się być najmroczniejszą płytą Alice'a w całej jego ponad trzydziestoletniej karierze. Para nie poszła w gwizdek i posępne brzmienie zostało wykorzystane należycie. Muzyce towarzyszą bowiem niezwykle ponure, dekadenckie teksty Alice'a. Nie znajdziemy tu typowych horrorów, które uczyniły go słynnym, tym razem grozy dostarcza rzeczywistość. Na przykład tekst "Pick Up The Bones" został zainspirowany sceną, którą Alice obejrzał w CNN - był to człowiek zbierający kości swoich bliskich na kosowskim pobojowisku. Ten pół-balladowy utwór, o atmosferze gęstej niczym smoła, należy zresztą do ciekawszych na płycie. Mało kto mógłby go zaśpiewać równie sugestywnie jak Alice. Z kolei "Eat Some More", muzycznie ewidentnie nawiązujący do starego Black Sabbath, opisuje marnotrawstwo zachodniej cywilizacji w zestawieniu z ludźmi umierającymi z głodu. Nie ma w tym wszystkim ani śladu nadziei, optymizmu, hippisowskich ideałów czy wezwania do walki o lepszy świat. Od początku do samego końca, Alice mówi nam, że wszyscy jesteśmy zgubieni ("We're spinning 'round on this ball of hate / There's no parole, there's no great escape / We're sentenced here until the end of days / And then, my brother, there's a price to pay").
Spójność stylistyczną płyty rozbija trochę przedostani kawałek - "Take it Like a Woman". Jest to jedyna ballada na "Brutal Planet" (bo "Pick Up The Bones" raczej trudno do tej kategorii zaliczyć). Niestety, podobnych utworów od czasu swego przeboju "Only Women Bleed", Alice nagrał kilka i przez to sprawia dość wtórne wrażenie. Całe szczęście, zostaje ono zatarte przez kończący płytę, futurystyczny "Cold Machines", roztaczający iście orwellowską wizję zniewolenia człowieka.
Wprawdzie do końca roku (a także i wieku, cóż się dziwić Cooperowi, że popadł w dekadenckie klimaty), zostało jeszcze kilka miesięcy, ale nie sądzę, by ktokolwiek mógł go jeszcze przebić. Dla mnie prawie na pewno będzie to płyta roku dwutysięcznego. Już dawno żaden album nie gościł u mnie w odtwarzaczu tak długo. Polecam.