- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Alabama Thunderpussy "Open Fire"
"Open Fire" to szósty album zespołu, którego nazwa bez wątpienia należy do tych mocno zapadających w pamięć ;) Alabama Thunderpussy eksploruje na niej rejony ciężkiego stoner rocka. Podstawą muzyki są więc oczywiście riffy - duet Larson/Lake z pewnością nie przełamuje barier w gitarowej wirtuozerii, ale ich miażdżąco-walcujący styl riffowania na pewno przykuwa uwagę, gitarowe zawijasy mają klasą, a solówki aż kipią od melodii. Dużo zmyślnych motywów, wykonanie na poziomie, a co najważniejsze - czuć ten nieodzowny rockowo-metalowy ogień i zacięcie. No i nie brakuje pomysłów, co też jest istotne - najciekawsze gitarowe atrakcje czekają jak na mój gust w "The Beggar" (najlepszy numer na płycie ze świetnym, maidenowskim zwolnieniem w środku), "Brave The Rain" oraz "Greed", ale właściwie każdy numer okraszony jest fajnym gitarowym rzeźbieniem. Czasem ostrzejszym (gęsty "The Cleansing" czy też pachnący szwedzkim death metalem "Valor"), czasem bardziej rozbujanym ("Brave The Rain"), kiedy indziej będzie to ultraciężka, podpadająca pod metal-core miazga ("Open Fire"). Ale poziom jest niezmiennie wysoki. Nowy wokalista na pokładzie, Kyle Thomas, dzielnie dotrzymuje kroku duetowi wiosłowych, wydzierając się jak trzeba swoim niskim, mocarnym, po-imprezowym głosem, choć jak na mój gust melodie, które wyśpiewuje mogłyby być nieco bardziej nośne. Miarowa, łomocząca sekcja trzyma to wszystko w kupie, a całość ma specyficzny, alkoholowo-imprezowowy feeling, jest rozbujane i kipi pozytywną energią.
Słucha się tego bardzo fajnie, choć nie da się nie zauważyć, że poszczególne numery są w melodyce, strukturze i klimacie mocno do siebie zbliżone. Nawet jeśli jakiś numer - jak np. "Greed" - ma ciekawy, nieco odmienny od reszty początek, który zapowiada klimatyczny "walec", dalsza część kawałka przeradza się w standardowe stoner-rockowe łojenie.
W sumie solidne wykonanie, fajny feeling, konkret i ciężar. Do samochodu albo na imprezę przy piwku - jak znalazł. Ale do zasłuchiwania się po raz setny "Open Fire" na pewno się nie nada.