- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Alabama Shakes "Sound & Color"
Debiutanckim albumem - "Boys & Girls" z 2012 r. - Alabama Shakes zwrócił uwagę krytyków i słuchaczy jako kapela sprawnie łącząca elementy soulu, rocka i rock and rolla. Dzięki muzycznej mieszance i brzmieniu budzącym skojarzenia chociażby z nagraniami Janis Joplin amerykański kwartet wpisał się w trend odświeżania stylistyki z okresu początków blues rocka. Drugi album miał premierę dopiero trzy lata później, ale można się było spodziewać, że powtórzy sukces pierwszego.
W czarno-białej książeczce "Sound & Color" znalazły się zdjęcia portretowe członków kwartetu, teksty oraz rozpiska wykonawców dla każdego z utworów z osobna. Dowiedzieć się z niej można, że Brittany Howard zagrała m.in. na wibrafonie. Oczywiście jej głównym zajęciem pozostał śpiew, i to nie byle jaki, bowiem głosem frontmanka dysponuje godnym pozazdroszczenia. Inaczej jednak, niż w przypadku debiutu, na drugim, trwającym ponad trzy kwadranse albumie formacji mniej jest swobodnego soulu z wiodącym wokalem i tylko akompaniującymi mu instrumentami, a więcej bluesa, funka i psychodelii. To nadal muzyka w stylu lat 60. i 70., ale poszczególne jej elementy zmieniły wagę. W umieszczonym na początku utworze tytułowym zespół daleki jest od odkrycia wszystkich kart. Powolny i nastrojowy "Sound & Color" nie zawiera wyrazistej gitary, występują w nim za to instrumenty smyczkowe. Stylistycznie blisko mu do soulowych kawałków z pierwszego albumu, jednak został ciekawiej zaaranżowany. W funkującym "Don't Wanna Fight" gitarzysta zdecydowanie zaznacza już swoją obecność, ale ostatecznie nie tylko ona stanowi o mocy kawałka, lecz przede wszystkim chwytliwy refren. To wciąż nie cały zasób środków zespołu, bowiem w "Dunes" muzycy poczynają sobie coraz śmielej. Powolny, całkiem piękny utwór ozdobiły hardrockowe partie gitary.
Kompozycji godnych osobnej wzmianki nie jest na albumie mało. Kolejny, "Future People", oparty został na delikatnym, przyjemnie "drepczącym" riffie, z którym kontrastuje wchodzący regularnie jazgot. Wokalistka trzyma się ściśle ustalonej melodii, co nie oznacza, że jej wysoki śpiew nie jest popisowy. Brittany Howard świetnie kontroluje głos, który w jej pierwszym wejściu brzmi prawie jak harmonijka ustna. Soulowo-bluesowy "Gimme All Your Love" opiera się na podobnym schemacie, ale charakteryzuje się znacznie większą dynamiką. Potężne akcenty w refrenie tego łagodnego, bardzo powolnego kawałka mogą momentalnie przekształcić sympatię słuchacza w zachwyt. Kompozycję dopełnia bluesrockowa wstawka. Mimo że jest to niezmiernie przebojowy utwór, na "Sound & Color" znalazła się jeszcze większa perełka: najdłuższy na albumie, trwający sześć i pół minuty, powolny "Gemini". Psychodelicznosoulowy wokal z pogłosem tworzy fantastyczny klimat, a wchodzące zamiast refrenu jazgotliwe partie gitary dodają jeszcze przestrzeni, ochoczo, acz nieprzesadnie, korzystając ze stereo. Efektem jest znakomity kawałek rodem ze space rocka. Po nim słuchacz otrzymuje już tylko spokojny, soulowy "Over My Head" z rytmicznym klaskaniem, chórkiem, niezłymi harmoniami wokalnymi i elektrycznym pianinem - dobry finisz albumu.
Szkoda, że między piątym a jedenastym utworem tak doskonale nie jest. Najpierw na dwa kawałki - ładny, soulowo-bluesowy "This Feeling" z gitarą akustyczną oraz łagodny, delikatnie jazzujący "Guess Who" - zespół się uspokaja w takim stopniu, że przestaje dostarczać wzloty. Wraz z rockandrollowym "The Greatest" przychodzi przełamanie nastroju. Wokal nadal jest łagodny i pogodny, ale sam utwór - w znacznej części oparty na punkowym rytmie i trochę jazgotliwy. Nadal trudno jednak o zachwyt. Soulowo-bluesowy "Miss You" byłby wyraźnie najsłabszym kawałkiem na albumie, gdyby nie odrobina gitary i energiczny refren. W efekcie najmniej się z całego zestawu wyróżnia żywy i pogodny "Shoegaze". Nawet jednak ten utwór jest niezły. Jeśli najsłabsze nagranie wciąż trzyma dobry poziom, twórcy i odbiorcy powinni się cieszyć.
Na "Sound & Color" kwartet pokazał więcej charakteru niż na debiutanckim albumie. To bardzo mocny materiał z dobrze wyważonymi elementami, a zarzucić mu można tylko tyle, że nie składa się z samych przebojów. Jeśli ktoś chce posłuchać blues rocka w starym stylu, z istotną domieszką soulu oraz mniejszymi funka i psychodelii, warto sięgnąć po drugi album Alabama Shakes.