- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Akercocke "Antichrist"
Każdy zadowolony z życia fan death metalu powinien teraz powiedzieć z satysfakcją: "no!". Ale najpierw chciałby zapewne wiedzieć, z jakiego powodu. Powód ten jest bardzo prosty - oto potwierdza się, że jedną z niewielu pewnych rzeczy na tym świecie jest to, że każdy kolejny album Akercocke jest fantastyczny. Tak właśnie - i "Antichrist" nic w tej materii nie zmienia.
Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest oczywiście tytuł. Taki jakiś... prymitywny. Ale że można go również określić mianem "dosadny", dajmy temu spokój i przejdźmy do opisu samej muzyki.
A naprawdę jest co opisywać. Po mrocznym intro atakuje nas kanonada nieokiełznanych dźwięków, i od razu wiemy, że mamy do czynienia z prawdziwym death metalem. Jednak już następny utwór, "Axiom", pokazuje, na co stać tych szalonych brytyjskich dżentelmenów. Dużo czystego śpiewu, orientalne aranżacje - progresywny death? Jak najbardziej! Oczywiście, dla znających wcześniejsze dokonania Akercocke nie będzie to specjalne zaskoczenie, jednak początkujący słuchacze mogą być poważnie zaskoczeni. A to, co dzieje się w najlepszym "The Dark Inside", to po prostu mistrzostwo - masakrujący deathowo/grindowy początek, przejście do grania zbliżonego do black metalu spod znaku Marduk, a później najlepsze - wyciszenie, czysty śpiew i... elektroniczne beaty! Proszę państwa - to się niemal techno robi! Już chyba nikt nie ma wątpliwości, że ci panowie są po prostu szaleni, szczególnie, że w tym samym utworze zdążymy otrzeć się jeszcze o doom metal i powrócić w końcówce do motywu, od którego cała zabawa się zaczęła. Uff... jeden utwór! W pozostałych również dzieje się wiele, a kolorytu dodają instrumentalne przerywniki, jak "Distant Fires...". Niemniej, zaskakujący jest "Epode", czyli... akustyczna ballada. W wersji digipackowej dostajemy jeszcze dwa bonusy: jednoznacznie ekstremalny "Chapel of Ghouls" i "Leprosy", czyli cover Death, na którym muzycy Akercocke nie zapomnieli odcisnąć swego wyraźnego piętna. Jak zresztą na wszystkim, czego się imają.
Nie sposób nie zauważyć, że mimo braku naprawdę drastycznych zmian w stosunku do poprzednich albumów, muzyka na "Antichrist" jest idealnym rozwinięciem tego wszystkiego, co ten zespół zaprezentował nam już wcześniej. I za to konsekwentne dążenie do ideału należą się muzykom Akercocke brawa i najwyższe oceny.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk
Moonspell "Under Satanae"
- autor: Cemetary Slut
Dimmu Borgir "In Sorte Diaboli"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas