- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Airged L'amh "The Silver Arm"
Airged L'amh... Ciekawa nazwa, nieprawdaż? Wprawdzie po przetłumaczeniu nie brzmi już tak "magicznie" i tajemniczo (a co to znaczy? - patrz tytuł płyty :)), ale i tak miłe wrażenie robi, a dodatkowo zostaje w pamięci. Także na wstępie plus za oryginalność dla zespołu, który swoje demo wydał dawno temu, bo w roku 1996. Nosiło ono tytuł "A Vertigo Edda Arised" i w roku 2002, po roszadach personalnych w kapeli, zostało ponownie nagrane i ponownie wydane. Dwa lata później na rynek trafia pierwsza, pełnowymiarowa płyta zespołu. Informacje te znaleźć można oczywiście we wkładce, która znajduje się w promocyjnym egzemplarzu płyty. Ale poza tymi, i innymi ważnymi informacjami o zespole i płycie, znalazłem słowa, które na początku wywołały na mojej twarzy uśmiech niedowierzania. Otóż w punkcie "gatunek" było napisane: "barbaric epic folk metal". Brzmi fajnie, ale wydaje się bez sensu, prawda? Niby tak, tylko że po wysłuchaniu płyty, zwrot ten wcale nie jest tak zupełnie bez pokrycia!...
Airged L'amh prezentuje na swoim debiucie muzykę dojrzałą i bardzo udanie łączącą różne twarze metalowego świata. Jest tu ciężar heavy metalu oraz podniosłość power metalu, jest thrashowe "zagęszczanie", progresywne kombinacje, jak i folkowa delikatność i epicki rozmach, nastrój i gwałtowne przyspieszenia. Znakomite, potężne gitary, zadziorny wokal, motoryczna i świetnie "plącząca" się sekcja. Numery balladowe ("Mourning Grief"), przeplatają się z ostrymi i zadziornymi ("Guardian Of The Ancient Deeds"), a instrumentalne zawijasy ("Armies Assemble") z mocarną miazgą. Wszystko razem świetnie "zagotowane" i podane z wielką klasą oraz wyczuciem, a dodatkowo "podkręcone" jeszcze bardzo dobrą, soczystą produkcją.
Osobnym tematem, któremu warto poświęcić akapit, jest historia o jakiej opowiada album. Otóż album nawiązuje do celtyckiej legendy o królu Nuada, władającym Irlandią oraz plemieniu, które najechało jego kraj. Najazd został odparty, jednak król stracił ramię, co uniemożliwiło mu dalsze sprawowanie władzy. A że jego następca zupełnie nie nadawał się do zaszczytnej roli władcy, to podjęto wysiłki, aby króla Nuadę przywrócić do władzy. W efekcie tych starań otrzymał on nowe ramię ze srebra... Więcej już nic nie powiem, ale zaznaczę, że potem była oczywiście walka, chwała i bohaterstwo, ale także śmierć i łzy...
Najlepsze numery na albumie to z pewnością wspomniane już wyżej, przepiękne "Mourning Grief", dynamiczne "Armies Assemble", a także znakomicie skontrastowane "The Arrival", w którym jest i delikatność, i miażdżąca siła, i folkowa skoczność, oraz "Dissention Seeds" ze świetnie "plączącym" się basem. Ale tak naprawdę, to wszystkie kawałki trzymają niezmiennie wysoki poziom i wiele tym wskazanym nie ustępują. "The Silver Arm" to świetny debiut, który zawiera 60 minut muzyki ciekawej i bardzo równej. Mogę tylko polecić z całych sił! Jestem pod wielkim wrażeniem!