zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 17 listopada 2024

recenzja: Agnieszka Chylińska "Pink Punk"

17.11.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Agnieszka Chylińska
Tytuł płyty: "Pink Punk"
Utwory: Mam zły dzień; Haj i sztos; Szok; Schiza; Oj!; Śmie(r)ć; Tapeta; Grinhed; Psie życie; Nerv; Utopie
Wykonawcy: Agnieszka Chylińska - wokal; Bartek Królik - gitara basowa, gitara, chóry; Marek Piotrowski - instrumenty klawiszowe; Maciej Mąka - gitara; Bartłomiej "Szopix" Czerniachowski - instrumenty perkusyjne
Premiera: 2018
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Zestawienie wyrazów "punk" i "pink" może odstręczyć niejednego hardcore'owo nastawionego melomana. Jeśli się jeszcze pamięta, że za tytułem "Modern Rocking" - pierwszego solowego albumu Agnieszki Chylińskiej, nie licząc "Winnej" zespołu o nazwie Chylińska - krył się materiał dance'owo-popowy, brak wiary w powrót wokalistki do stuprocentowego rocka powinien być oczywistą reakcją. "Pink Punk" zapowiadał się po prostu cukierkowo. W podobieństwo tytułu do "ping-pong" się nie wgłębiam.

Czterdziestostronicowa książeczka jest na swój sposób urzekająca. Wystylizowano ją na szkolny zeszyt w linie z ręcznie nakreślonymi tekstami piosenek, a raczej ich szkicami - brudnopis ozdobiony kolorowymi naklejkami przedstawiającymi m.in. kwiatki i słodycze, z dodatkiem starych i nowych zdjęć Agnieszki Chylińskiej. Znawców kariery muzycznej wokalistki może zainteresuje fotka z podpisem "Na próbie z second face" (sic!). Sporą ciekawostką jest też rękopis "Dla Fafika" datowany na rok 1988. Na wszelki wypadek precyzuję, że na albumie nie ma takiego utworu. Co do tekstów właściwych piosenek, warto jest porównać te z książeczki z ostatecznie zaśpiewanymi. Przykładowo moją uwagę zwróciły przeczytane słowa "wszystko chciałam Ci dać, ale Ty wolałeś rękę profesora od fizyki", ale niestety nigdzie ich nie usłyszałem. W sumie owa graficzna część albumu wygląda trochę dziecięco i zabawnie, a trochę chyba chodzi w niej o to, żeby Agnieszka Chylińska co kilka stron pokazywała, jakie obecnie ma nogi.

Odstawmy jednak kpiny na bok, bowiem z zawartości książeczki daje się wychwycić ideę przewodnią. Jest nią wcielanie się w dziecko lub, jeśli ktoś woli, dojrzewającego przedstawiciela młodzieży z problemami osobistymi. Najlepiej słychać to w utworach "Grinhed" i "Mam zły dzień", w których wokalistka wyśpiewuje frustracje nastolatków, przy czym w drugim z wymienionych robi to szczególnie irytująco, jak rozwrzeszczany bachor. Dwa teksty, infantylnie się zaczynający "Schizy" i jakby nieco desperacko nawiązującego do aktualnego młodzieżowego slangu "Haju i sztosu", przynoszą w refrenach bezpośredniejsze komunikaty, odpowiednio: "Naiwna i dziecinna wciąż chcę być" i "Nie chcę dorosnąć!". Tu dostrzegam kolejną niespójność między tytułami albumów wokalistki a ich zawartością, bo to przecież poprzednia pozycja w jej dyskografii nazywała się "Forever Child". Zastanawiam się, czy do tej samej grupy tematycznej zaklasyfikować "Szok". Czy to piosenka o pęknięciu prezerwatywy w trakcie stosunku? Może nie, ale w związku z kontekstem młodzieżowym nie byłem w stanie się powstrzymać przed takim skojarzeniem - inaczej mógłby to być punkowo wyłożony zarzut pod adresem mężczyzny, który nie sprostał oczekiwaniom w zupełnie innej, społecznej sytuacji. Gwoli ścisłości dodaję, że Agnieszka Chylińska tradycyjnie śpiewa też o nieszczęśliwej miłości i źle funkcjonujących związkach. Takie motywy wykorzystała w części z wymienionych już kawałków, a także w utworach "Tapeta", "Nerv", "Oj!" i "Utopie". Swoją drogą ostatni z nich brzmiałby odrobinę zabawniej, gdyby wokalistka nie wprowadziła zmian do wersów "Mój chłopak mnie nie kocha / Mój mąż mnie już nie lubi".

Podobnie jak na dwóch poprzednich albumach Agnieszki Chylińskiej, tak i na tym za muzykę odpowiada duet producencki tworzony przez Bartka Królika i Marka Piotrowskiego. Tym razem tandem przygotował jednak mocno odmienny materiał. W podkładach na "Modern Rocking" i "Forever Child" dominowała elektronika, przy czym na drugim było już też trochę gitary. "Pink Punk" tymczasem to pierwszy z firmowanych imieniem i nazwiskiem wokalistki album zarejestrowany w pełni z rockowym składem. Co więcej, jego tytuł nie zmyla. Tu naprawdę dominuje punkowe granie. Miłośników "Hystoryjki" O.N.A. może jednak zmartwię, że to nie do końca ten sam styl. Owszem, jest dość szybko, większość utworów na albumie "Pink Punk" nie przekracza trzech minut, lecz w brzmieniu, przede wszystkim gitary, nie słychać szorstkości nagrań zespołu Grzegorza Skawińskiego, to nie ten poziom jazgotu. "Grinhed", "Haj i sztos" i zaczynający się ćwierkaniem ptaków "Mam zły dzień" to pop-punk, w którym zadziorność występuje, ale głównie w wokalu i przewagę nad nią ma melodyjność. Nie oznacza to, że fani mniej wesołego łojenia nic dla siebie wśród jedenastu kawałków nie znajdą. Oblicze punk rocka z rasową perkusją i wściekłym wyrzucaniem z siebie słów prezentują "Tapeta" i "Szok". Pierwszy, roboczo zatytułowany "Kura mać", wprost kipi energią. Drugi jest najkrótszy i najostrzejszy na albumie, a Agnieszka Chylińska, powtarzając poszczególne zdania po kilka razy, moduluje głos z podobnym zaangażowaniem, jak Robert Matera z Dezertera w "Wiatroaeroterapii". Jakaś łagodniejsza punkowa grupka od biedy mogłaby też nagrać piosenki "Oj!" i "Nerv". Obie są dość żywe i rockowe, ale pierwsza mocnego uderzenia nie stanowi, a druga czad ogranicza do refrenu.

Po odrzuceniu powyżej wymienionych utworów z 35-minutowego albumu zostaną cztery kompozycje, których pod punkową stylistykę się nie podciągnie. "Śmie(r)ć", w książeczce zmylająco zatytułowany "Nerv", to samotny reprezentant nu metalu, oparty prawie w całości na jednym ciężkim, zstępującym riffie. To też największa w zestawie dawka gniewu i agresji, coś dla fanów brutalniejszych dźwięków. Można dodatkowo podejrzewać, że inspiracją dla tytułu był "(S)aint" Marilyna Mansona, ale na tym podobieństwa do twórczości Amerykanina się kończą. Co do natomiast pozostałych trzech innych niż punkowe kawałków, są to rzeczy z przeciwnego bieguna. Balladkowa "Schiza" jako pierwsza na albumie nie mieści się w szufladce sugerowanej przez jego tytuł. Agnieszka Chylińska zaczyna śpiewać w nim ładnie, w dalszej części wokal brzmi już jednak nieadekwatnie ostro do podkładu muzycznego - rozdźwięk daje jasno do zrozumienia, kto w studiu był najważniejszy. Względem "Psiego życia" nie mam żadnych zarzutów. Najdłuższy utwór na albumie to prawie pięć minut grunge'u, czerpiącego z bluesa, nie z metalu. Są tu dobry refren, niezła solówka gitarowa i naprawdę miło się tego słucha. Również bluesem zalatuje końcowa, smutna balladka "Utopie". Tego kawałka akurat wybitnym bym nie nazwał, ale finisz stanowi odpowiedni.

Album "Pink Punk" może słuchaczy na różne sposoby razić. Gnieździ się w nim pewna absurdalność. Jego bezkompromisowość wygląda na udawaną. Po przełamaniu początkowego oporu stwierdzam jednak, że to dobry materiał złożony z chwytliwych punkowych piosenek z dodatkiem całkiem niezłych balladek i jeszcze drobnego urozmaicenia. Podsumować mogę go niezaśpiewanym wersem z książeczki: "Dla Fafika gra muzyka".

Komentarze
Dodaj komentarz »