- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Agents Of Man "Count Your Blessings"
Pierwszym dziełem sygnowanym nazwą Agents Of Man, które ujrzało światło dzienne, była pochodząca z roku 2001 EP-ka "AOM EP 01". Po czterech latach wypełnionych koncertami (m.in. z 36 Crazyfists oraz Candiria) na rynku pojawił się pierwszy duży album zespołu.
AOM próbuje swoich sił na jakże popularnym ostatnio, metalcore'owym poletku, trzymając się generalnie mainstreamu tegoż gatunku. A więc sporo zaciekłości, dużo ostrych, postrzępionych, acz całkiem melodyjnych riffów, szybki rytm i trochę melodii, zawartej głównie w wokalnych popisach niejakiego Pudy. Ich granie trochę mi się kojarzy z dokonaniami Killswitch Engage (co już samo w sobie jest dużym komplementem), a pomimo tego, że muzyka z pewnością nie ma takiej "iskry", jaką mają dokonania KSE (a szczególnie ich dwie pierwsze płyty), to i tak jest naprawdę nieźle. Muzyki słucha się dobrze, patenty - choć mało oryginalne - są na tyle sprawnie wymyślone i odegrane, że jest na czym zaczepić ucho, a że energii i dynamiki też nie brakuje, to płyta robi naprawdę dobre wrażenie. Kawałki, choć utrzymane w dość klasycznej metalcore'owej konwencji, potrafią przykuć uwagę, z moim faworytem "Blood Money" na czele.
Jak dla mnie fajny to album, choć trzeba przyznać, że przede wszystkim jest to rzemiosło na dobrym poziomie, bo "błysku" to tu niestety nie ma. Może następnym razem uda się chłopakom wykrzesać coś więcej? Tego im życzę...