- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Adagio "Archangels in Black"
Próbowałem się przekonać do tego albumu na wszystkie sposoby. Przesłuchałem go kilkanaście razy, odkładałem na półkę, wracałem - wszystko po to, żeby dać Francuzom szansę i znaleźć w ich muzyce cokolwiek interesującego. Niestety, po miesiącu obcowania z "Archangels in Black" nadal nie znajduję w niej nic ponad dobre technicznie rzemiosło. Główny zarzut, jaki stawiam "Archaniołom w Czerni", to totalne zanudzanie słuchacza. Wszystko, co jest na tej płytce, już kiedyś słyszałem - i to wielokrotnie. Rhapsody, Dragonforce, Magnitude Nine czy Nightwish - gdzieś tu stylistycznie znajduje się ten materiał - i poza granice inspiracji nie wykracza, może poza dwoma, moim zdaniem chybionymi, pomysłami. Po pierwsze, ktoś bardzo na siłę starał się "umrocznić" album. Gitary ustawione są bardzo nisko, schowane za "mięsistym" filtrem, nie mają za grosz finezji i lekkości. Do tego nowy (kolejny) wokalista Adagio stara się w każde możliwe miejsce wepchnąć trochę growlingu, czasami pasuje to do stylistyki albumu, ale w większości przypadków raczej podpada pod kategorię "umrocznianie".
Kompozycje są poprawne - dziewięć porządnych kawałków, w miarę zróżnicowanych (jak na tę niszę). W większości przypadków opierają się na schemacie - intro, zakombinowana (w zamierzeniu: progresywna) zwrotka, ozdobnik i prosty, melodyjny refren. Całość jest dość przewidywalna - zmiany tempa, solóweczki i elektroniczne/klawiszowe wstawki dokładnie tam, gdzie się należy ich spodziewać. To jak dobrze znane dżinsy - czujemy się w nich wygodnie, głównie dlatego, że są takie same, jak poprzednie, guziki i suwaki są na swoich miejscach, a portfel pasuje idealnie do tylnej kieszeni. Rzemiosło.
Słabiutko wypadają "Czarne Archanioły" w tym, co ma stanowić atut nowej płyty Adagio - w elementach progresywnych. Szczerze przyznam, że najbardziej przypadają mi do gustu standardowe i typowe solówki, które tu słyszę. Pozostałe są udziwnione, oparte na łamaniu tempa i nastroju, plączące się to z basem, to z klawiszami. Niektóre zagrywki brzmią jak sample z gier na ośmiobitowe komputery - ktoś chyba pomylił nisze. Idealną ilustracją dla tego katalogu zarzutów jest numer "Undead" - pełen bezsensownych zmian tempa, w barokowy sposób przeładowany solówkami, z piszczącymi jak w Mario klawiszami. Do tego wpychany na siłę growling, stosowany na przemian z czystym wokalem - gdzie sens? Gdzie logika? Mam wrażenie, że ktoś bardzo się pogubił przy komponowaniu i nagrywaniu tego materiału.
Niemniej jednak, to poprawny kawał symfonicznego metalu. Ot, jedna z tych pozycji, która nie będzie kamieniem milowym, ale raz na dwa miesiące można posłuchać. Przykład - najfajniejszy numer na płycie - "The Astral Pathway" - świetnie zagrany, bez specjalnych udziwnień rodem z C-64, z niezłą partią solową gitar w środku. Do tego chórki, które budują naprawdę fajny klimat, przyjemna linia melodyczna refrenu. Jeśli całość tak by wyglądała - byłoby o dwa oczka wyżej, jak nic.
Materiały dotyczące zespołu
- Adagio