- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Acid Drinkers "Verses of Steel"
Acid Drinkers to grupa, która od lat znajduje się w panteonie polskich kapel metalowych, gdzie rozłożywszy się wygodnie, popijała wino marki "wino" i nagrywała równie kwaśne albumy. Swego czasu sięgnęli jednak po napoje z innej półki, które najwyraźniej im zasmakowały. Po nowej płycie jednak słychać to, iż ich sterane na koncertach wątróbsko, jakim są fani, zaczęło domagać się powrotu do starych, odstawionych w kąt aromatów. Żądało się od Poznaniaków powrotu do starych klimatów, ale Acidzi zapewne w obawie przed grożącą im marskością wątroby podeszli do tych żądań z pewnym dystansem. Większość wiary oczekiwała przypierdu w klimacie płyt z Litzą, z ograniczoną do minimum nowoczesnością, jaka zaczęła brać górę na nagranym jeszcze z Litzą "High Proof Cosmic Milk". Wyszedł z tego pewnego rodzaju kompromis. Są tu utwory, które nie mogą nie podobać się miłośnikom infernalowego przypierdu, są także motywy czy też utwory, które spokojnie mogłyby wzbogacić niezłe przecież, niedoceniane przez wielu, płyty nagrane z Perłą.
Głośno za sprawą tej płyty było. Nie dość, że ukazała się po najdłuższej przerwie w historii zespołu (od daty wydania "Rock Is Not Enough" minęły wszakże cztery lata), to w dodatku wszyscy byli ciekawi, jak Drinkersi wplotą w swoją muzykę teksty inspirowane Goethem, które zapowiadał Titus, a których pisanie później zaniechał, by stworzyć liryki w swoim stylu, czyli: wolne od ideologicznych przesłanek historie z własnego życia, pełne ironicznego podejścia i kamuflażu. Ciekawość wzbudzała również nowa postać w zespole. Można było przez te cztery lata stawiać sobie pytanie, jak wypadnie Olass (eks None) na posadzie, którą niegdyś dzierżyły takie osobistości, jak Litza, Perła czy Lipa. Miał dużo czasu, by zaaklimatyzować się w zespole, załapać jego ducha... i niewątpliwie ta sztuka mu się udała. Na swoim studyjnym debiucie w grupie wypadł przekonująco. Skomponował wraz ze Ślimakiem większą część materiału, a także zaryczał mocarnym głosem w kilku utworach. Nie zadziwię nikogo pisząc, że płyta jest popisówką Ślimaka. Z albumu na album Ślimak układa coraz bardziej karkołomne partie na swój instrument. Nie ogranicza się do nieustannego jechania na dwie stopy, ale stosuje przejścia i różne zagrywki, które dowodzą, że jest w czołówce metalowych perkusistów w tym kraju. Solówki gitarzystów stoją na wysokim poziomie. Gościnnie solo w "Blues Beatdown" zagrał eks "ziomal" Olassa z None - Bartass. To jedna z najlepszych solówek na krążku.
Pora przejść do najważniejszego. Na płycie znajduje się jedenaści utworów. Brzmienie jest bardzo dobre, album został zmiksowany w Londynie i to słychać. Są tu petardy takie, jak "Fuel Of My Soul", "The Ark", "Boneless", "In A Black Sail Wrapped", "Red Shining Fur" i są też utwory pachnące nowoczesnością: "We Died Before We Start To Live", "The Rust That I Feed", którego początek łudząco przypomina tytułowy numer z "Infernal Connection", energiczny "Silver Meat Machine", "Meltdown Of Sanctity", będący olassową odsłoną "Poplin Twist" (gorszą niestety od pierwowzoru), oraz "Swallow The Needle", do którego nakręcono teledysk. Zwrotki tego kawałka przypominają mi "Kingdom" Vadera. Uwagę na pewno zwraca wokalna współpraca Olassa i Titusa. Największą niespodzianką jest najdłuższy na płycie "Blues Beatdown". Jest to utwór "lajtowy" i bardzo klasyczny, nagrany z wyczuciem i feelingiem. Nasuwa się wręcz słowo "stoner". Dzieje się tu bardzo dużo. Olass pokazuje, że potrafi świetnie zaśpiewać w rockowy sposób, z pazurem. W tym utworze można usłyszeć świetne solo Bartassa. Słychać, że poszczególne kompozycje są dopracowane i przemyślane. Nie ma chaosu i wymuszonych zapychaczy, jak choćby na "Rock Is Not Enough" czy "Amazing Atomic Activity".
"Verses Of Steel" z pewnością jest albumem udanym. Ba, najlepszym od lat. To w pewnym sensie płyta kompromisowa. Połączone zostały thrashowe korzenie zespołu z nowoczesnymi zapędami, którym coraz bardziej skwapliwie Acidzi ulegają. Estetycznym mankamentem - jak dla mnie - jest nieudana okładka. Szczerze przyznam, że tęskno mi do humorystycznych obrazów Jerzego Kurczaka, a okładka nowej płyty, na której widać chłopca w błazeńskiej czapce a' la czapki Tomasza Budzyńskiego, stojącego przed drzwiami wyjściowymi z piekła, jakoś mnie nie zachwyciła. Muzyka jest jednak najważniejsza. Jeżeli ktoś zaakceptował ostatnie płyty Acidów, nie będzie miał problemów z nowym albumem. Nostalgicznie łkający za dawnymi latami konserwatywni fani będą potrzebowali więcej czasu na oswojenie się ze stalowymi wersetami, ale warto. Nie wiadomo, ile Kwasożłopy każą nam czekać na następne dzieło, więc czasu dla każdego wystarczy.
bo Behemoth nie jest tak politycznie poprawny jak Acids, ciekawe kto wygra w 2010 r? Vader z Behemothem się zmierzą :)
podsumowanie - nie rozumiecie idei nie komentujcie ot co.
podsumowanie - nie rozumiesz tekstu czytanego - nie komentuj ot co.
Jeszcze powiedz jakie mają sny, bo to tez ma wpływ na twórczość.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Moonspell "Under Satanae"
- autor: Cemetary Slut
Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk
Thrash metal odznacza sie niechlujnym wokalem : patrz - Slayer, Exodus , nawet Metallica (kill em all głównie) więc prosze nie pierdzielić że mają słaby wokal bo nie jest on najważniejszy w thrashu