- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Acid Drinkers "25 Cents For A Riff"
Kwasożłopy ze stolicy Wielkopolski zapowiadały swój nowy album jako krążek w mniejszym stopniu metalowy, mniej czadowy niż dwa poprzednie, lecz jako bardziej śpiewny i melodyjny, czysto rock'n'rollowy. Zwiastujący płytę singiel "Don't Drink Evil Things" w pełni odzwierciedlał te zapowiedzi - było rock'n'rollowo, a tak śpiewającego Titusa nieczęsto można usłyszeć (swoje wokalne trzy grosze, a właściwie imitację Ozzy'ego, dołożył w bridge'u Jankiel). "25 Cents For A Riff" jest (nie licząc składanki z coverami "Fishdick 2") drugim albumem nagranym z ryczącym gitarzystą rytmicznym Wojciechem "Jankielem" Moryto, który zastąpił przedwcześnie zmarłego Olassa. Jest to też album o tyle dla zespołu i fanów istotny, że przypada na dwudziestą piątą rocznicę istnienia Acid Drinkers. Z tej okazji grupa postanowiła zagrać na sentymentach najstarszych fanów nie tylko poprzez muzykę. Warto zwrócić uwagę na bardzo dobrą okładkę, narysowaną przez Jerzego Kurczaka - autora okładek "Are You A Rebel?" i "Dirty Money, Dirty Tricks".
Nowa płyta brzmi zgodnie z zapowiedziami - ma z lekka oldschoolowy charakter, panowie przyłożyli się do wokali, które są melodyjne i łatwo wpadają w ucho (zaśpiewy w "Me", podniosłe niedźwiedzie ryki Titusa w "Riot In Eden", refren "Demise"). Dawno Popcorn nie grał tak znakomitych i równych solówek - rzec można, że każdy utwór jest finezyjnie przystrojony rasowymi popisami. Ze względu na bardziej klasyczny charakter piosenek w większym stopniu można było postawić na feeling, stąd częstokroć solówki Popcorna kojarzą się z dokonaniami jego idola, Ace Frehley'a z Kiss (solo utworu tytułowego). Kiedy trzeba, Popcorn daje do pieca i nie unika też nieco bardziej dziwacznych zagrywek - ważne, że tak równej formy dawno na płycie nie prezentował. Fani czadowego Acida nie powinni być zawiedzeni, ich oczekiwania powinien spełnić pędzący na złamanie karku, lekko przypominający cover kultowego "Konsumenta" z "Infernal Connection", "God Hampered His Life", w którym nad strunami głosowymi znęca się Jankiel. Najmłodszy stażem członek Acid Drinkers do mikrofonu dorywa się jeszcze w mocno przesiąkniętym klimatem dokonań Phila Anselmo "Not By It's Cover". Wariacją na temat motorheadowego "Iron Fist" zdaje się być przedostatni na płycie "Enjoy Your Death". Klasykom rocka kłania się utwór tytułowy, który rozpoczyna się zagrywką na gitarze basowej, aby potem uwodzić słuchacza bujającym riffem i ciekawymi, chóralnymi wokalami. Ślimak rządzi ze swoimi bębnami w połamanym rytmicznie "Demise", atakuje podwójnymi stopami w "Chewed Alive". Bębniarz, który jak zawsze trzymał pieczę nad całym procesem nagrywania, zaskoczył również najbardziej odstającym od całości kawałkiem "Madman's Joint", który skomponował i do którego napisał tekst, a także go zaśpiewał. Jest to utwór na poły spokojny, a na poły wykrzyczany, a na dodatek ozdobiony bardzo ciekawą, lekko psychodeliczną solówką Popcorna. Acidzi wieńczą swoje nowe dzieło pełnokrwistą balladą. "My Soul's Among The Lions" to bardzo ładna akustyczna kompozycja Popcorna z wokalem Titusa, który śpiewa tu dość manierycznie. Nie wiem, czy pomysł z zagraniem koncertu unplugged przewinął się przez szalone głowy Acidów, ale mógłby to być ciekawy eksperyment.
Acidzi dobrze zrobili, że odeszli nieco od ostrzejszych, metalowych dźwięków na rzecz bardziej klasycznego grania. Lekkie odświeżenie formy jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a przecież pamiętamy, że przeplatanie ostrzejszych albumów z albumami bardziej klasycznymi i melodyjnymi było często praktykowane przez poznaniaków. "25 Cents For A Riff" trzyma bardzo wysoki poziom, nie ma tu utworów niepotrzebnych, wypełniaczy, które chciałoby się pominąć. Ta płyta to zwarta całość, której należy słuchać od A do Z. O ile singlowy "Don't Drink Evil Things" w okrojonej wersji mógł budzić niedosyt, o tyle w wersji pełnej, albumowej jest jak najbardziej spójny z całością płyty Na pytanie, stawiane przez Titusa na każdej sztuce: "pasuje?" odpowiadam: "pasuje" i stwierdzam, że "25 Cents For A Riff" to najlepszy krążek Acids od czasów "The State Of Mind Report".
Weźcie przykład z Pitchfork albo Consequence of Sound, tam nie boją się obsmarować jeśli album jest słaby. Tutaj panuje jakaś "poprawność" w ocenianiu wielu albumów.
Mało w tym prawdziwych thrashowych riffów. Za dużo kombinowania z tym bujanym graniem przy zbyt nowoczesnym brzmieniu w estetyce groove metalu i metalcore, czy nawet nu metalu. A powrotów do starej szkoły AD to jak na lekarstwo.
Utwory: tytułowy dobry, God Hampered His Life - może być, The Noose - momentami może być, Madman's Joint - ok, Enjoy Your Death - niezły smaczek (faktycznie "Motorhead'owy"). I to by było na tyle.
Jestem rozczarowany i nieco zawiedzony