- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: AC/DC "Stiff Upper Lip"
"Stiff Upper Lip" kontynuuje rozpoczęty albumem "Ballbreaker" powrót do bluesowo-rockandrollowych korzeni. Oczywiście, o żadnym wielkim powrocie nie ma tu mowy, bo też i styl AC/DC przez lata nie ulegał zmianom, niemniej płyta bez wątpienia znajduje się bliżej "Dirty Deeds Done Dirt Cheap" (1976) niż "The Razors Edge" (1990). Nie bez znaczenia jest to, że produkcją zajął się George Young, który wraz z Harrym Vandą, pracował z zespołem w latach siedemdziesiątych. Niestety zaowocowało to przesadną nonszalancją w tej kwestii i często słychać zupełnie niepotrzebne studyjne "brudy". Być może taki był zamiar, ale psuje to dobre wrażenie.
Na "Stiff Upper Lip" nie ma niespodzianek: perkusista spełniający funkcję metronomu, łkająca bluesowo gitara Angusa Younga i siłowy śpiew Briana Johnsona, posiadacza jednego z najbardziej charakterystycznych głosów w muzyce rockowej - czyli wszystko to, za co kocha się lub nie znosi AC/DC. Żadnego industrialu, ballad czy skrzypiec. Po prostu hard rock, może i mało odkrywczy, ale za to na najwyższym poziomie.
Spośród dwunastu utworów zdecydowanie wyróżnia się dynamiczny "Safe In New York City"; takiej właśnie perełki brakowało mi na "Ballbreaker". Niczego nie można też odmówić "House Of Jazz" i "Come And Get It" (Angus śpiewający w refrenie!). Są też momenty słabsze - "Can't Stand Still" jest dość nudne i monotonne w porównaniu resztą. Jednak mimo paru wypełniaczy, płyty słucha się znakomicie. Nikt, kto lubi tego rodzaju granie, szybko "Stiff Upper Lip" nie odłoży.
Wielkie słowa uznania należą się Brianowi Johnsonowi. Śpiewa z tą samą mocą i zaangażowaniem, co na "Back In Black" sprzed dwudziestu lat. Rzadko zdarza się, by wokalista równie skutecznie opierał się działaniu czasu.
Jedynym zgrzytem jest nad wyraz skromna wkładka płyty, która pod tym względem zdecydowanie ustępuje "Ballbreaker". Nie zawiera nawet tekstów utworów (podobno taka była decyzja zespołu), co przy cenie 56 złotych może denerwować.
"Stiff Upper Lip" jest zdecydowanie albumem godnym polecenia. Jak podsumować całość? Mało oryginalnym tytułem siódmego utworu.
Materiały dotyczące zespołu
- AC/DC