- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: AC/DC "Blow Up Your Video"
Po chłodno przyjętym "Fly On The Wall" oraz po "Who Made Who" - soundtracku do filmu Stephena Kinga "Maximum Overdrive" - weterani hard rocka z AC/DC powrócili w bardzo dobrym stylu. W zasadzie dwa poprzednie albumy nie są złe, ba, "Fly On The Wall" uważam za naprawdę udany. Prezentuje on nieco inne, cięższe oblicze zespołu, ale właśnie to mnie w nim urzeka. Co do "Who Made Who" - trudno nazwać go pełnowymiarową płytą. Jest to ścieżka dźwiękowa do mało udanego obrazu Stephena Kinga. Znajdują się na niej zaledwie trzy premierowe utwory: tytułowy "Who Made Who" oraz pierwsze w historii zespołu nagrania instrumentalne - "D.T." i "Chase The Ace". Pozostałe sześć to znane wszystkim standardy grupy z ery Johnsona. Znalazło się jednak wśród nich miejsce na "Ride On" z czasów, kiedy wokalistą był jeszcze Bon Scott. Zespół wspominał, że nie chciał sprzedawać fanom muzyki, którą już mają, stąd premierowe utwory wymieszano z dobrze już znanymi. Może to i faktycznie jakaś forma rekompensaty.
Teraz jednak przyjrzę się bliżej albumowi "Blow Up Your Video", którego produkcją zajął się po "chwili" nieobecności sprawdzony duet Harry Vanda i George Young. Ten drugi to oczywiście starszy brat założycieli zespołu. Trzeba przyznać, że ponowny wybór tych dwóch panów na stanowiska producentów okazał się strzałem w dziesiątkę. Angus uważa, że najlepsze albumy zespół zarejestrował współpracując właśnie z tą dwójką. Duet najbardziej rozumiał muzykę AC/DC, co przełożyło się na wspaniałą atmosferę podczas prac nad płytą. Efekt jest faktycznie zadziwiający. Nie jest to co prawda wybitne osiągnięcie grupy, ale z pewnością zajmuje wysoką pozycję w dyskografii Australijczyków. Sprzedaż krążka również świadczy o jego popularności. Była najlepsza od czasów "For Those About To Rock We Salute You".
Album został zarejestrowany w "Miral Studios" we Francji, które przypominało bardziej lochy niż pomieszczenie do nagrywania płyt rozchodzących się później w setkach tysięcy egzemplarzy. Właściciel studia dodatkowo napędził chłopakom strachu pytając, czy w nocy nie nawiedza ich Biała Dama. Na szczęście powiewu grozy nie odczujemy słuchając "Blow Up Tour Video". Ten album cechują świeżość, energia i przebojowość. Słuchacz nie powinien także doznać uczucia deja vu, a wiadomo, że o takie łatwo w czasie seansu z twórczością AC/DC.
Nie wszystko jest do końca jednak takie idealne. Płyta posiada słabsze momenty, choć jest ich mniej niż na "Fly On The Wall", które w ogóle sprawia wrażenie zbudowanego na zasadzie kontrastów. Takimi wypełniaczami są "Meanstreak" z wyjątkowo irytującą melodią i kończący album "This Means War" ze strasznie jałowym refrenem. Niewiele lepiej wypada "Kissin' Dynamite", choć ten nie wydaje się aż tak toporny. Gdyby wybrać najlepsze utwory z "Fly On The Wall" oraz "Blow Up Your Video" i potraktować je jako jeden album, to otrzymalibyśmy najlepszą rzecz od czasów "Back In Black". Niestety lub stety tak się nie stało i trzeba się zadowolić tym, co jest.
Poza tymi wpadkami "Blow Up Your Video" oferuje słuchaczowi kawała solidnego hard rocka w bardzo przebojowej i chwytliwej formie. Zaczynający płytę "Heatseeker" oraz kolejny "That's The Way I Wanna Rock 'n' Roll" stały się już klasykami wpisanymi do kanonu zespołu. Do tego drugiego nakręcono przezabawny teledysk, który był często pokazywany w telewizji. Nie gorzej prezentują się "Nick Of Time", chwytliwe "Ruff Stuff" i "Go Zone" oraz nieco melancholijny "Some Sin For Nuthin'" - to wciąż porywające kawałki. Trzeba być malkontentem, żeby zarzucić tutaj zespołowi słabszą formę. Prawdziwym przysmakiem okazuje się jednak "Two's Up", utwór który kompletnie odbiega stylistycznie od dokonań AC/DC. Utrzymany jest wręcz w "pogrzebowym", smutnym, nostalgicznym nastroju, co tylko potęguje przyjemność odbioru. Dzięki swojej oryginalności i braku pewnej pogody, która cechuje muzykę AC/DC, stał się moim ulubionym utworem zespołu. Podobnie wygląda sprawa z "The Razor's Edge", nawiązującym klimatem do "Two's Up".
Mimo dużego sukcesu "Blow Up Your Video" zadziwiającym było, że muzycy stale grali na trasie promującej tę płytę tylko dwa utwory z niej pochodzące. Nie muszę chyba dodawać które. Sporadycznie pojawiały się też "Nick Of Time" i "Go Zone". W trakcie tournee na odwyk udał się Malcolm Young. Stwierdził, że jego nałóg alkoholowy nie może okazać się ciężarem dla zespołu. Zastępcy nie trzeba było szukać długo. Okazał się nim siostrzeniec Stevie Young. Po zakończeniu trasy szeregi zespołu opuścił Simon Wright, który miał dosyć "zwykłego walenia w bębny". Perkusista, pragnąc dalej rozwijać swoje umiejętności, uzupełnił skład Dio.
Pozostaje mi zachęcić Was do zapoznania się z "Blow Up Your Video". Jest to jeden z najlepszych albumów z ery Briana Johnsona i, pomimo kilku wpadek, jedno ze spójniejszych dokonań tego okresu.
Materiały dotyczące zespołu
- AC/DC