- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Aaron Stout "Queens Live In Caskets"
Rzadko spotyka się płyty nagrywane w sypialniach. Słynny jest przykład akcji "bed-in" Johna Lennona i Yoko Ono, podczas której nasi bohaterowie urządzili sobie happening w łóżku. Aż dwie płyty powstały wtedy w taki oto szczególny sposób: John i Yoko nagrywali wydawane przez siebie dźwięki, piski, okrzyki, wycia, włączali i wyłączali stojące w pobliżu urządzenia... Bawili się świetnie, uszczęśliwiając następnie świat zarejestrowanym tam materiałem. Z tego "dokumentu" przetrwało do dzisiaj niewiele. Przede wszystkim okładka jednego z dzieł, przedstawiająca nagą, radosną parę. I szok przeżywany zaraz po zapoznaniu się z nim świeżo upieczonych fanów czwórki z Liverpoolu.
Stout brawurowo kontynuuje nową świecką tradycję. Płyta "Queens Live In Caskets" została nagrana w trzech sypialniach: jego własnej, Jacklyn i Matta. I to słychać w niemal każdym dźwięku! Czy to w zaskakująco mocnym rytmie "The Coronation" już na samo otwarcie (niczym gwałtowna pobudka w poniedziałek rano, przed pójściem na kacu do pracy), czy też w sennych, rozmarzonych, poetyckich, pełnych jednak dysonansów balladach rozbrzmiewających kilkanaście minut później. Sam Stout gra prawie na wszystkich instrumentach, tylko w jednym utworze towarzyszy mu inny lokator sypialni, Matt - na gitarze slide. Właściwie nic dziwnego: kto wpuszcza do własnej sypialni innych muzyków?! Często Aaron generuje także dziwne, niepokojące "sygnały dnia" - przeciągłe dźwięki podobne na przykład do gwizdu czajnika.
Nie mam wątpliwości, że płyta spodoba się jedynie nielicznym i tylko wtedy, gdy trafi akurat na właściwy moment. Nie zauroczy melodiami (pojawiają się okazyjnie), ani nie porwie prostymi gitarowymi patentami, na których opiera sie większość utworów. A jednak nie mogę oprzeć się wielkiej sympatii dla tego "Pana z sypialni". "Queens Live In Caskets" roztacza wokół głośników naprawdę niezwykłą, oniryczną atmosferę i trudno pozostać wobec niej obojętnym. Dla wszystkich niepoprawnych romantyków - piękna sprawa.