Jakie miejsce, taki koncert, chciałoby się powiedzieć.
Cienko poza tym musi być z chłopakami albo organizatorem, skoro nocleg mieli przewidziany w autokarze (fakt, wygodnym, ale zawsze).
Zagrali co nieco, z lekka fałszując. Nie było na szczęście takiej masakry dźwiękowej, jak ostatnio we Wrocławiu, gdzie dopiero poza salą było słychać muzykę, a nie hałas.
Właściwie po co był ten kocert? Nic nowego, nic starego (czyli najlepszego), trochę nowych zygzaków na ekranie. Do ludzi po koncercie wyszedł tylko gitarzysta (własciwie grający gościnnie); kto miał szczęście, dopadł jeszcze R. Barbieriego palącego papierosa; fani zamiast gwiazd mogli podziwiać nieustępliwych ochroniarzy tudzież redaktora Kosiaka nadzorującego ze smętnym wzrokiem ekipy techniczne.

Trzeba było poczekać do północy to byś dostał autografy od wszystkich muzyków. Bardzo chętnie podpisywali i byli bardzo rozmowni, nawet Steven.

pytanie powinno brzmieć inaczej: po co Ty pojechałeś na ten koncert? frustrat-maruda z Ciebie i tyle... sugeruję wziąć zimny prysznic bo w takie upały mózg Ci się chyba zlasował... zespół chce występować, ludzie chcą słuchać. masz z tym jakiś problem? no chyba że Cię ktoś końmi do Łodzi zaciągnął...

cudowny koncert! opłaciło się jechać ten 6-ty raz na PT (tym razem 4,5 godziny jako kierowca z Wro. wozem bez klimy w 37 stopniach), jak zawsze pełna klasa!