Halford naprawdę już tak staro wygląda? Bez ciemnych okularów - prawie jak postać z horroru.

No ale to chyba nic dziwnego. Przeciez ten facet ma prawie 70 lat.

Ogólnie zgadzam sie co do występu Judas Priest, ale jesli chodzi o Megadeth, to było trochę za delikatnie.
Zespół zasługuje na miano wielkich jednak dźwięk był, delikatnie mówiąc, do kitu. Ledwie przebijający się wokal sprawiał wrażenie zaspanego i śpiewającego od niechcenia. W porównaniu z JP - mizeria. Ktoś dał ciała za konsoletą, a szkoda, bo zespół zasługuje na miano wielkich i nie wierzę, że Rudemu się nie chciało ;) Poza tym gitary brzmały sucho i się zlewały...
Całość super, bo faktycznie wokal Halforda brzmiał niesamowicie. Ewenement, po tylu latach wydzierania sie na scenach świata facet wwierca sie w mózg jak świder.

to był naprawdę kapitalny wieczór w Spodku. JP po prostu zniszczyli system :) na początku trochę akustyk błądził ale jak już zażarło to nie było zmiłuj. zespół jest w wyśmienitej formie, Rob śpiewał jakby miał 20 lat a nie dobijał do 70 :) wprawdzie obecny gitarowy duet to nie Tipton i Downing, Richi jednak z dumą dźwiga brzemię swoich mistrzów i robi to naprawdę w imponującym stylu. Scott jak to Scott, siła spokoju za zestawem bez zbędnego-cyrkowego miotania się, wszystko w punkt i z ogromnym feelingiem. na tej trasie mam możliwość pogadać z publiką przed kultowym Painkiller i udaje mu się uwolnić demona z publiki przed tym perkusyjnym wstępem do numeru.Odkąd pamiętam to Ian stoi w tym samym miejscu sceny gdyby jej nie wymieniali co trasę miałby pewnie tam wydeptane dołki jak mnisi z Shaolin w sali treningowej :) Andy jakoś do całości mi nie pasuje. gra jak trzeba szaleje na scenie ale ja mam zakodowany obraz dwóch długopiórych wioślarzy a on ten obraz burzy. dobrze że garderobę dobrał jak na członka Judas przystało bo zdarzało mu się grać w jeansach (no nie uchodzi :) :) )
kto nie był niech żałuje bo to był na 100% jeden z tych wieczorów w Świątyni Metalu, który przez lata będzie wspominany.

Jak dla mnie, było OK, acz bez rewelacji. Richie jeszcze nie ogarnia solówek Tiptona, pewnie z czasem się nauczy ;-) Halford był jakiś przygaszony i słychać było, że ma w torze wokalu więcej efektów niż obaj gitarzyści. Jedyny muzyk quasi oryginalnego składu niejaki Hill wciąż daje radę, i widać, że nie odwala pańszczyzny.

Moim marzeniem jest aby Hill wywalił cały obecny skład JP i zatrudnił coś w stylu: Owens / Downing / Grapow / Skaroupka, zrobił trasę z numerami z jugulator i demolition, nagrał album i zakończył tę zabawę...

Starość nie radość, pogrzeb nie wesele.

Roland Grapow? No bez jaj! To nie ta liga :)

W porównaniu do obecnego składu to wirtuoz. A na poważnie, może nie jest mega wymiataczem, ale potrafi zagrać połamane rytmicznie solówki, więc ma większe szanse na zbliżenie się do Tiptona niż Richi czy Andy.

Ja nie watpie w jego umiejetnosci techniczne. Tylko w kompozytorskie.