- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Trochę o muzyce - słuchacze i pozerzy
strona: 1 z 1
Ostatnio coraz modniejsze staje się nadawanie własnej osobie wizerunku "prawdziwego metala", tzn. długowłosego, groźnie wyglądajacego typka, który słucha tylko "kultowych" zespołów, pochodzących z najgłębszego podziemia, najlepiej zachodniego.
Przy spotkaniu z innym metalem dobrze jest też popisać się znajomością owych zespołów i zasypać "przeciwnika" długimi angielskimi nazwami, a na zdziwioną minę tamtego zareagować jeszcze większym zdumieniem. Kiedy z kolei tamten wymienia jakiś zespół, którego nasz "prawdziwy metal" nie zna, odpowie on, że tak, słyszał, ale to jest kiepskie, tego nikt nie słucha itd.
Według takiej osoby Paradajsi zdradzili, bo ścięli włosy i nie grają już tego, co kiedyś, bo sie rozwijają. Nie chcę spierać się o to, czy grają lepiej, czy gorzej, bo nie o to tutaj chodzi. Moim zdaniem nikt nie ma prawa mówić, że jakiś zespół gra komerchę, bo słucha go szersza publiczność niż kiedyś. Mnie nowa postać zespołu nie bardzo odpowiada, ale to po prostu rzecz gustu. Zresztą w ogóle słowo "komercja" oznacza w gruncie rzeczy, że jakaś płyta jest powszechnie kupowana, a nie, że jest ona od razu "nie dla prawdziwych metali", że zespół się "zaprzedał". Ciekawe, czy teraz, kiedy wyszedł solowy album Liv Kristine (Theatre of Tragedy), na którym śpiewa zresztą także Holmes (Paradise Lost), utrzymany w nieco innych klimatach niż twórczość TOT, ją również nazwą zdrajczynią...? W ogóle przecież wiadomo, że wiele zespołów czerpie z najprzeróżniejszych muzycznych źródeł, otwarcie przyznając się do fascynacji zupełnie niemetalowymi grupami... weźmy chociażby My Dying Bride, Ever Eve, Pan-thy-monium, czy nawet Christ Agony (podobno reaktywowane )... lista jest olbrzymia. Nie rozumiem więc, skąd biorą się gromy oburzenia ciskane na zespoły, które chcą się czymś wyróżnić, a nie tkwić cały czas w jednym miejscu... muzyka musi sie rozwijać.
Nie inaczej ma się sprawa z takimi grupami takimi, jak Samael, Moonspell czy nawet ostatnio Rotting Christ, które idąc od początku własną ścieżką, zrezygnowały w pewnym momencie z black metalowej otoczki. Nie był to żaden "akt zdrady" (jak to ktoś określił), lecz po prostu konieczność, a także świadectwo pewnej dojrzałości. Dojrzałości, która kazała odrzucić cały ten cyrk, którym jest black metal (chodzi mi o ten cały niby-satanizm) - w ujęciu tych grup, oczywiście, bo istnieją przecież zespoły, które całym sercem poswiącają się idei tego, co robią, muzyce, satanizmowi.
Kierunek black na pewno jest jedną z najprężniej rozwijających się gałęzi metalu, mając coraz więcej do zaoferowania słuchającemu od strony muzycznej, ale każdy wie przecież, jak wyglada sprawa tekstów. Siegają one często do różnych mitologii, filozofii, czasem bezpośrednio do Biblii La Vey'a, ale są w gruncie rzeczy (nie zawsze, powtarzam) tylko marnymi próbami oddania powierzchownych przekazów, zawartych w tych źródłach, nazywanymi przez autorów "hymnami", "mrocznymi poematami"(!) czy jakoś podobnie. Jeśli tekst nie jest głupi, to w porządku, mogą być i takie określenia, ale w 90% przypadków tak nie jest. A szkoda, bo dobrze zagrany black z porywającymi tekstami byłby naprawdę wspaniałą rzeczą...
Wydaje mi się, że w muzyce (nie tylko metalowej) chodzi o to, żeby słuchać tego, co się nam podoba, a nie tego, co jest modne, czy kultowe. Chciałbym przy tym od razu zaznaczyć: sam bardzo długo słuchalem black metalu i poznałem wielu ludzi, którzy nie przyjmowali tej muzyki bezkrytycznie, którzy potrafili śmiać się z pozerów i "twardzieli", a mimo to rozkoszowali się nią, jej klimatem, emocjami... Według mnie tylko o to tutaj chodzi: jeśli lubisz coś naprawdę, to trzymaj się tego ze wszystkich sił, ale nie rób z tego ideologii, która chcesz narzucać innym. Jeśli chcesz być satanistą, to czytaj La Veya, Nietzschego, a nie teksty pierwszego lepszego zespołu blackowego, które niczego z sobą tak naprawdę nie niosą, a zdają się obiecywać siłę i potęgę, płynącą z należności do grupy "czcicieli Szatana".
Uważam, że metalem jest się przede wszystkim dla siebie, a nie dla innych. Nie ma czegoś takiego jak "lepszy" czy "gorszy" metal - każdy odbiera muzykę na swój sposób - i tylko o to chodzi.