- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Therion - o muzycznym mistrzu therionie
strona: 1 z 1
Niniejszy felieton wyraża poglądy autora, nie musi zgadzać się ze zdaniem i wiedzą redakcji www.rockmetal.pl :)
Therion... Wzdycham za każdym razem, gdy słyszę tę nazwę. W tym zespole zakochałem się od pierwszego słuchania. Te wszystkie mistrzowskie dziwactwa cały czas mnie zachwycają i chyba nigdy nie przestaną. Przyznaję, Therion podoba mi się począwszy od "Theli", wszystko wcześniejsze jest jak na mój gust dość marne, ale można nawet wywalić pieniądze na coś czego i tak się nie słucha, by tylko mieć wszystko swej ulubionej kapeli.
Do rzeczy. Piszę to z chęcią podzielenia się paroma spostrzeżeniami, czy też osiągnięciami, z innymi Theriomaniakami. Ktoś, kto słucha tego permanentnie, gdy czyta teksty, musi w końcu zadać sobie to pytanie: "o czym oni śpiewają, co za języki, tytuły?". Mnie to zmogło. Problemu na pewno nie ma osoba oblatana w okultyżmie i mitologii, ale dla przeciętniaka wszystko to magia. Sama już nazwa zespołu "Therion" to nic innego jak "bestia", imię, które nadał sobie Aleister Crowley. Dla niezorientowanych: Crowley to jeden z kontrowersyjnych Thelemistów. Śmieszne jest to, że Johnsson nazwę tę zaczerpnął z albumu Celtic Frost "To Mega Therion", a dopiero później dowiedział się co to znaczy w rzeczywistości. Dziwny zbieg okoliczności.
Czyż nie pasuje to do tego, co grają na swoich najwcześniejszych płytach? Ale nazwa to tylko nazwa, tytuły większości płyt robią moim zdaniem wieksze wrażenie. "Theli" to "smok" w Grece, "Vovin" - to samo, tylko w enochiańskim. Chyba najbardziej intrygującymi tytułami są "Lepaca Kliffoth" i "Aarab Zaraq Lucid Dreaming". Co do "lepaca" nie mam pewności (przywoływać, pozdrawiać), a "kliffoth" to ciemna strona stworzenia w Kabala, chyba można to porównać do piekła, ale to tak na marginesie. "Aarab Zaraq" to "raven of dispersion" (sorry, nie potrafię sensowne tego przetłumaczyć). "Lucid dreaming" to taki stan, kiedy nagle w swoim śnie zdajesz sobie sprawę, że śnisz i możesz tym snem pokierować.
To chyba już norma, że w metalu zespoły sięgają co najmniej po angielski pamiętający czasy Szekspira. Therion poszedł dalej, spróbował Łaciny, Greki, akkadyjskiego, enochiańskiego, hebrajskiego, a nawet egipskiego, pamiętającego czasy Faraonów. I jak ich za to nie kochać? Chciałbym jeszcze przypomnieć, że swego czasu w Therionie grał Piotr Wawrzeniuk, Polak, to mnie chyba najbardziej cieszy.
Therion pokazał mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Przez długi czas wydawało mi się, że już się nie dowiem, co to jest "aluqah", nawet sam Chris nie chciał powiedzieć. Aż tu nagle zjawia się ktoś, kto twierdzi, że "aluqah" to "krew" w hebrajskim. Wreszcie można spokojnie posłuchać "Wine of Aluqah" wiedząc o czym to jest.
Mam nadzieję, że nie zszedłem na jakieś boczne tory. Miałem przecież pisać ogólnie o Therionie jako zespole, a nie zaś tłumaczyć jego teksty. Chociaż moim celem jest także zachęcenie do tego, by ałuchając muzyki zajrzeć do liryków. Nie poprzestać na banalnym odbieraniu dzwięków, lecz zrozumieć to, co chcą nam przekazać artyści przez słowa. Zatem 80% teksty, 20% muzyka czy odwrotnie? Wybór jest indywidualny, ale w wypadku Theriona chyba 80/20.
Therion to jedyny zespól jaki znam, który jest tak mistyczny i tajemniczy, że na początku strach mi było myśleć, o czym oni mogą śpiewać. Zajeło mi kupę czasu, by w pełni zaspokoić swoją ciekawość. Było jednak warto.