zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

felieton: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013

12.03.2013  autor: Mikele Janicjusz

strona: 2 z 2


Drugim typem fana jest "bogacz". Ubiera się ostentacyjnie w drogie lumpy, parkuje przed halą koncertową swoją audicą, zawsze kupuje bilety dla VIP-ów lub do strefy golden circle. Nierzadko zabiera swoją rodzinę na koncert. Jest to osobnik w słusznym wieku, który nieźle się dorobił po transformacji ustrojowej. Idzie na koncert raczej z sentymentu lub by spotkać starych znajomych niż z rzeczywistej potrzeby. Ale przecież to nie jest grzech. Często staje się klientem sklepików z pamiątkami - kupuje koszulki, bluzy, płyty, pałki do perkusji i inne gadżety. Dopinguje zespół wtedy, gdy wszyscy to robią. Oczywiście nieźle jest zorientowany w repertuarze, ale raczej tym starszym, z czasów jego młodości.

Następnie jest "dokumentalista". To ktoś, kto idzie na koncert głównie po to, by nagrać filmik, a następnie wrzucić go do sieci. Potem z wypiekami na twarzy ogląda go ze znajomymi i podnieca się świetnymi ujęciami. Kij z tym, że tam ledwo co widać i słychać, że stracił przez to świetną zabawę, grunt, że ma to nagranie. Rozumiem motywy, że unikatowe, z koncertu w Polsce, "moje własne", ale czy obawy o sprzęt, ciągła troska, żeby nie spadł w tłumie warte są tego kiepskiego filmiku? Nie lepiej kupić DVD? Przecież to żadna różnica, czy zespół gra w "Spodku", czy w "Budokanie". Do tej grupy należą głównie młodzi ludzie, zafascynowani internetem i nowoczesnymi gadżetami.

Bardzo dziwną grupę stanowią "kolekcjonerzy". Ich jedynym powodem pójścia na koncert jest nadzieja na złapanie czegokolwiek ze sceny - może to być kostka, pałka, setlista, ręcznik, woda do picia, uścisk ręki, smark z nosa wokalisty. Wobec tego zajmują miejsce pod sceną. Wyróżniają się tym, że raczej nie biorą udziału w zabawie, czekając na koniec widowiska i na owe fanty. W życiu się nie zhańbią tym, żeby coś kupić na stoisku z pamiątkami. Lubią atmosferę koncertów, ale przyćmiewa ona ich pragnienia. Ubierają się stosownie, najlepiej w koszulkę danego zespołu, by tym bardziej przypodobać się muzykom.

Straszni są "lalusie". To istoty niepojmujące istoty występu na żywo. Na koncert idą tylko pod warunkiem, że zespół gra w ich mieście. Bo "laluś" późno nie będzie wracał do domu, oj nie. Stoją "lalusie" daleko od sceny, bo boją się potrącenia, nadepnięcia, obcych włosów na swej twarzy. Czasem taki delikwent zawieruszy się pod scenę, kiedy jeszcze grają supporty i nie ma śmiertelnego ścisku. Kiedy jednak wchodzi na scenę headliner i zaczyna się gnój, to rozpaczliwie błaga ochroniarzy o ratunek; zjawisko to zaobserwowałem szczególnie w Niemczech, gdzie młodzi i chuderlawi uczniowie szkół średnich przeceniają swoje siły i robi się problem. Krewcy są tylko na początku, potem giną w tłumie "starej gwardii".

Uczestnicy "przypadkowi" to ostatnia grupa, na którą zwróciłbym uwagę. Mają niewiele wspólnego z rockandrollem, ale idą na koncert, bo coś tam ostatnio było modne w radio. Pamiętam czasy, kiedy Metallica nagrała "Garage Inc."; w rozgłośniach, telewizjach muzycznych mocno promowany był kawałek "Whiskey In The Jar", który z jakiegoś powodu mocno przypadł do gustu dresiarzom. I kiedy Metallica zagrała na warszawskim stadionie Gwardii, nagle okazało się, że wokół pełno dresów, którzy czekają tylko na ten jeden utwór. "Przypadkowi" bardzo mocno wyróżniają się w tłumie. Próżno w ich szafach szukać czarnej koszulki, wobec czego przyłażą w białych, żółtych, seledynowych lub - nie daj diable - budyniowych.

O tym, że czasy się zmieniają, wiadomo nie od dziś. Wiadomo, że zmieniła się kultura słuchania muzyki. Zmienić też musiała się kultura chodzenia na koncerty. Wcale nie pochwalam czasów, kiedy Szczecin robił totalny rozpiździaj i kroił ludzi w pociągach z biletów, naszywek, pasów, kurtek, butów itd. To nie byli żadni fani, tylko pieprzeni bandyci. Zresztą dziś pewnie wolą disco lub pop, a metalu słuchali w latach 80., bo był modny. Wtedy na koncertach bywało różnie, dziś na pewno jest bezpieczniej. Ale chyba też bardziej drętwo. Daleko nam jeszcze do publiczności niemieckiej czy czeskiej, której poprzewracało się w dupach od dobrobytu. Jednak te nowe zjawiska sprawiają, że czasem człowiek czuje się obco w swej własnej subkulturze.

2
Następna »
Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
cjsvjbvjbrjsvb (gość, IP: 178.214.2.*), 2013-03-13 15:28:12 | odpowiedz | zgłoś
Ja nie rozumiem jak można iść/jechać pół Polski na koncert za 100 zł i być tak nagrzanym przed, że nic się potem nie pamięta, debilizm.... Przodują w tym 40paro latkowie w koszulkach i naszywkach kapel...
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-03-14 12:10:09 | odpowiedz | zgłoś
Ano właśnie. Pominąłem tę grupę fanów: "moczymordy" rzadko kiedy oglądają koncert, bo albo z powodu nawalenia w ogóle nie dotrą na miejsce, albo dotrą i prześpią koncert na barze, w kiblu, w holu itd. Mam kumpla, który 4 razy wybierał się na Slayera. Za każdym razem nie mógł dotrzeć, bo skończył wycieczkę na dworcu, w rowie, pod halą. Dopiero za czwartym razem dotarł, ale z koncertu i tak nic nie pamięta. Ale to wszystko z radości, że Slayer. Coż, tacy fani też są i tu nie ma nic do rozumienia. Inna mentalność, inne pokolenie.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Winterstorm
Winterstorm (wyślij pw), 2013-03-14 16:51:23 | odpowiedz | zgłoś
Nie ma co bronić ich "inną mentalnością". Debilizm debilizmem pozostanie i nic tego nie zmieni.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2013-03-14 23:52:26 | odpowiedz | zgłoś
Nie chce was obrażać, ale na koncertach metalowych nie piją tylko ministranci! Kiedyś koncert to było święto, a być trzeźwym po prostu nie wypada, nie mówię tu o jakimś upijaniu się na umór. W 90 ludzie jeździli na koncerty, żeby się zabawić i wyszaleć, teraz dzieciaki przychodzą, żeby sprzętem i ciuchami poszpanować!
I cieszcie się, że przychodzą jeszcze ci 40 latkowie, bo gdyby nie oni to na wielu koncertach nie było by nikogo, a że taki spadnie potem z dywanu, to jego sprawa, znaczy, że impreza udana była!
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Winterstorm
Winterstorm (wyślij pw), 2013-03-15 16:05:58 | odpowiedz | zgłoś
Picie a uchlewanie się w sztok to dwie różne sprawy. Jasne, kilka piwek to nic złego, ba, nawet jest zalecane. Natomiast jeśli ktoś jest taki pijany, że nie może nawet stać, tylko zatacza się po innych, no to sorry, ale ja wysiadam. A jak już o zgrozo zacznie wymiotować, to dopiero są cyrki.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
zielony600 (wyślij pw), 2013-03-13 13:56:47 | odpowiedz | zgłoś
Coz, czesto luldzie sie zmieniaja, tak jak i czasy. Ja tam lubie pojsc na koncert, z czasem z roznych powodow.
Fundamentalnym jest muzyka. Choc pamietam, jak na studiach chodzilem do Eskulapa na koncerty. Acid, Vader, i wiele innych. Skroilem z domu aparat, jeszcze na klisze, uwieszalem sie barierki na przedzie i 2-3 rolki filmow wytrzaskiwalem. Furia wkolo, pot z sufitu, foty zrobione, siniaki na miednicy przez nastepne 2 tygodnie, tak tlum napieral. Ale nie zaluje, czasy byly super.
Kilka lat temu pojechalem na koncert do Leeds, gralo My Dying Bride. Szxanuje zespolo i po prostu jestem ich fanem, ale to byl pierwszy ich koncert co na zywca moglem obejrzec. Chcialem porobic foty. Pech/szczescie, ze... bateria do aparatu zostala w ladowarce w domu! Najpierw wkurwens, ale po chwili pomyslalem: zajebiscie, znow po staremu: wpadam i ogladam koncert i wywijam. No i to byl jeden z lepszych koncertow jakie ogladalem, ciarki na plecach prawie non stop, Aaron wie co robi na scenie:).
Fakt, jesli mialbym siebie przypisywac do ktores z grup, to przelecialbym przez rozne. Ale niezaleznie w ktorej bym nie byl, to idac na koncert chce dostac muzycznego kopa, choc korki w uszy wkladam, bo narzadu sluchu sam potrzebuje i nie moge sobie pozwolic na nastepne 3 dni piszczenia i buczenia w uszach:)
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
saxona (gość, IP: 83.0.165.*), 2013-03-13 11:34:32 | odpowiedz | zgłoś
prawdy w tym felietonie wiele, ale co do czeskiej publiczności to się nie zgodzę. na koncercie w pradze (sonisphere 2012) widziałam największy w swoim zyciu gnój i rozpiździel, wszedzie nawaleni ludzie, żygający gdzie popadnie. na in flames nie bawił sie nikt, na kornie paru ludzi a na ironach paru podskakiwało. Porażka
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
thrash (gość, IP: 91.146.214.*), 2013-03-12 22:35:28 | odpowiedz | zgłoś
po 1 - moja osoba nie pasuje do żadnego z podanych przykładów, a nie czuję się jakoś odosobniony. publiczność podzieliłbym zupełnie inaczej, ale to nie mój felieton.
po 2 - publiczność czeska jest tak drętwa, że przy nich Polacy mają notoryczne ADHD, niemieckiej nie widziałem.
po 3 - słuchasz rocka bo czujesz tę muzykę i poprawia Ci humor, dodaje energii, przyprawia o dreszcze, to dzielenie i wytykanie cech pozostałym fanom nie ma znaczenia
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-03-13 08:42:22 | odpowiedz | zgłoś
Po 1: napisz swój felieton z odpowiednim podziałem. Szczerze zachęcam. Nie pasujesz do żadnego z typów, bo to typy modelowe, schematyczne. Po 2: niemiecka jest bardziej chamska. Po 3: wszyscy jesteśmy naznaczeni przez rock'n'roll. Nigdy nie miałem z tym problemu, że ktoś słucha gotyku czy nu-metalu, czy black metalu, czy rocka progresywnego, a ja nie. I tak czuję więcej wspólnego z takim osobnikiem niż z dresem. Niczego nie wytykałem, jedynie zarysowałem schematyczne typy. Nikt nie powinien poczuć się urażony, ale jeśli ktoś się poczuł, to nie będę z tego powodu ronił łez.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
excubitor
excubitor (wyślij pw), 2013-03-12 20:55:53 | odpowiedz | zgłoś
Należy też wspomnieć o dość sporej podgrupie należącej do starej gwardii - bydło. Inaczej nie potrafię nazwać wielkiego, narąbanego faceta, który śmierdzi tygodniowym potem, zataczając się rozlewa na wszystkich piwo, swoją aktywność ogranicza do przytulania się do każdego i oblewania go wspomnianym trunkiem, a jedyne słowa jakie z siebie wydobywa to "kurwa" i "napierdalać". Nie zawsze orientuje się kto teraz gra, nawet jeżeli strój i tatuaże sugerują, że darzy ten zespół wielkim uwielbieniem. Jeżeli tylko coś mu się nie spodoba, to jest gotów rzucić się z pięściami. Nie ważne czy na dziewczynę, chłopaka z podstawówki, który przyszedł z rodzicami czy na równego sobie. Ciągle na takich damskich bokserów trafiam. Może jestem skrzyżowaniem lalusia z kolekcjonerem, ale jak mam czekać do rana na pociąg to chciałbym chociaż nie śmierdzieć płynami od takiego pana. A jak ktoś lubi dostać z glana po twarzy, to nie musi wydawać na to 120 zł. Nie każdy jednak lubi.

Na koncert przychodzę posłuchać muzyki, poskakać, zedrzeć gardło, dobrze się bawić. Po koncercie, jak się uda, spotkać się z zespołem i dostać autografy na katanie(o, zbroja z przeszłością) i płycie. Wypić jakoś nie lubię, piwa tym bardziej, więc żadna to dla mnie przyjemność pachnieć nim przez kolejnych kilkanaście godzin.

W Czechach byłem tylko kilka razy, ale za każdym razem dobrze się bawiłem (nawet lepiej niż u nas) i nie mogę stwierdzić, że od dobrobytu im się w dupach poprzewracało.
Na ile płyt CD powinna być wieża?