zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

felieton: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013

12.03.2013  autor: Mikele Janicjusz

strona: 1 z 2

Wśród śmiesznych obrazków, jakie nieraz dostaję od znajomych na pocztę e-mailową, trafił się jeden, który w ironiczny sposób komentuje kulturę chodzenia na koncerty dawniej i dziś. Otóż rysunek ukazuje wyciągnięte w górę ręce wraz z przypisaną im odpowiednią dekadą. I tak dziesięciolecie 1970 - 1979 symbolicznie została przedstawiona jako dekada hipisów - w górę zostały uniesione trzy łapska z palcami w geście V z emblematami (pacyfka, rzemyk wkoło łapy itd.), określającymi właśnie tę subkulturę. Dekada 1980 - 1989 symbolicznie została przedstawiona jako czas metalowców - w górę zostały uniesione trzy łapska z palcami ułożonymi w geście R. J. Dio z emblematami (pieszczochy, pentagramy itd.), określającymi właśnie tę subkulturę. Lata 1990 - 1999 symbolicznie zostały przedstawione jako dekada hardcore'owców - w górę zostały uniesione trzy zaciśnięte pięści z emblematami (dziary, czaszka itd.), określającymi właśnie tę subkulturę. Coś dziwnego zaczyna się dziać po roku 2000 - otóż trzy ręce wyciągnięte w górę trzymają telefony komórkowe i aparat fotograficzny. Ale prawdziwa masakra to rok 2012 - trzy ręce trzymają większe urządzenia do rejestrowania obrazu (telefony, tablety czy co tam jeszcze).

Choć już wcześniej zauważyłem to zjawisko socjologiczne, to dopiero ten rysunek sprowokował przemyślenia na temat kultury uczestniczenia w koncertach. Podobnie, jak Mr. Boomhauer (czytaj), który dostrzegł negatywne aspekty słuchania muzyki w ponowoczesnym świecie, ja dostrzegam negatywne trendy na koncertach.

Zacznijmy jednak od zarysowania portretu psychologicznego fana muzyki ciężkiej. Jest to osobnik, który przeważnie jest autsajderem (nie tyle wykluczonym ze społeczeństwa, ile sam się odizolował od popularnych trendów, których nie trawi); twardzielem o wrażliwej duszy (za nic ma siniaki po koncercie, ale unika przemocy i nie toleruje zła); lubi muzykę rockową, bo jest ambitna, a jeśli nie ambitna, to musi dawać kopa i energię na cały dzień; fascynuje go śmierć, mrok i czarny kolor (śmierć na okładkach płyt, nocna pora, czarne lumpy); lubi... wypić (ale kto nie lubi?); ma specyficzne zainteresowania (zabytkowe pojazdy, stare motocykle, łażenie po górach, militaria, powieści fantastyczne i horrory); uwielbia wisielczy humor oraz humor tzw. angielski (spod znaku Monty Pythona)... można by długo jeszcze wyliczać, ale to powinno wystarczyć. Wbrew temu, co napisano, nie można sądzić, że jest to monolit. Był - ale w początkach i to raczej każdy gatunek muzyki rockowej miał specyficznych fanów. Różni są też ludzie, którzy idą na koncert, bo mają różne oczekiwania i różne przyzwyczajenia.

Fundamentalny podział, który ja dostrzegam, pozwala posegregować ludzi na fanów "studyjnych" i "koncertowych". Fan "studyjny" to taki, który nie chodzi na koncerty, bo za głośno, bo ciasno, bo daleko, bo za drogo, bo coś tam; ale to także ci, którzy chodzą na koncerty od święta - np. na "Woodstock" (bo darmowy) lub na jedną ulubioną kapelę raz na pięć lat. Oni wolą zacisze domowe, paputki, słuchanie rocka z radia lub płyty. Zostawmy ich w spokoju, bo to - jak sądzę - mniejszość.

Fani "koncertowi" to prawdziwa sól ziemi. To oni są najbliżej muzyki, którą kochają. To oni decydują o obliczu swojej subkultury, sprawiają, że żyje i ma się dobrze. To oni pokonują przeciwności losu, by dotrzeć na drugi koniec kraju, kontynentu, świata po to, by być z Nimi. Ale i to się zmienia w globalnej wiosce. Coraz częściej na koncerty przychodzą fani delikatni (weź takiego przypadkowo nadepnij albo potrąć!). I właśnie w odniesieniu do nasilających się nowych zjawisk chciałbym się teraz odnieść, a wy możecie się ze mną zgodzić lub nie.

Można wyróżnić kilka typów fanów "koncertowych". Najbardziej oczywisty typ to "stara gwardia", ale nie w znaczeniu wieku, a raczej mentalności. Fani z tej grupy idą na koncert z nadzieją, że będzie dziko. Dla nich liczy się przede wszystkim sroga zabawa połączona z alkoholem przy mocnej rockowej muzyce. Preferują miejsce pod sceną, a na pewno na płycie. Głośno skandują nazwę zespołu, dopingują muzyków wojowniczymi gestami, często zmieniają miejsce. Dbają o swój wizerunek twardziela - długie włosy, rockowa zbroja (z przeszłością), zaniedbany wygląd zewnętrzny. Przeważnie mają "niedźwiedziową" posturę ciała, która sprzyja ich wygłupom. Mają ortodoksyjne poglądy na muzykę i antymuzykę, jaką jest np. techno. Są najbardziej widoczni w tłumie i zespół czerpie energię z ich postawy. Na zachodzie ten typ jest na wymarciu.

« Poprzednia
1
Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
cjsvjbvjbrjsvb (gość, IP: 178.214.2.*), 2013-03-13 15:28:12 | odpowiedz | zgłoś
Ja nie rozumiem jak można iść/jechać pół Polski na koncert za 100 zł i być tak nagrzanym przed, że nic się potem nie pamięta, debilizm.... Przodują w tym 40paro latkowie w koszulkach i naszywkach kapel...
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-03-14 12:10:09 | odpowiedz | zgłoś
Ano właśnie. Pominąłem tę grupę fanów: "moczymordy" rzadko kiedy oglądają koncert, bo albo z powodu nawalenia w ogóle nie dotrą na miejsce, albo dotrą i prześpią koncert na barze, w kiblu, w holu itd. Mam kumpla, który 4 razy wybierał się na Slayera. Za każdym razem nie mógł dotrzeć, bo skończył wycieczkę na dworcu, w rowie, pod halą. Dopiero za czwartym razem dotarł, ale z koncertu i tak nic nie pamięta. Ale to wszystko z radości, że Slayer. Coż, tacy fani też są i tu nie ma nic do rozumienia. Inna mentalność, inne pokolenie.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Winterstorm
Winterstorm (wyślij pw), 2013-03-14 16:51:23 | odpowiedz | zgłoś
Nie ma co bronić ich "inną mentalnością". Debilizm debilizmem pozostanie i nic tego nie zmieni.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
vonsmroden
vonsmroden (wyślij pw), 2013-03-14 23:52:26 | odpowiedz | zgłoś
Nie chce was obrażać, ale na koncertach metalowych nie piją tylko ministranci! Kiedyś koncert to było święto, a być trzeźwym po prostu nie wypada, nie mówię tu o jakimś upijaniu się na umór. W 90 ludzie jeździli na koncerty, żeby się zabawić i wyszaleć, teraz dzieciaki przychodzą, żeby sprzętem i ciuchami poszpanować!
I cieszcie się, że przychodzą jeszcze ci 40 latkowie, bo gdyby nie oni to na wielu koncertach nie było by nikogo, a że taki spadnie potem z dywanu, to jego sprawa, znaczy, że impreza udana była!
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Winterstorm
Winterstorm (wyślij pw), 2013-03-15 16:05:58 | odpowiedz | zgłoś
Picie a uchlewanie się w sztok to dwie różne sprawy. Jasne, kilka piwek to nic złego, ba, nawet jest zalecane. Natomiast jeśli ktoś jest taki pijany, że nie może nawet stać, tylko zatacza się po innych, no to sorry, ale ja wysiadam. A jak już o zgrozo zacznie wymiotować, to dopiero są cyrki.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
zielony600 (wyślij pw), 2013-03-13 13:56:47 | odpowiedz | zgłoś
Coz, czesto luldzie sie zmieniaja, tak jak i czasy. Ja tam lubie pojsc na koncert, z czasem z roznych powodow.
Fundamentalnym jest muzyka. Choc pamietam, jak na studiach chodzilem do Eskulapa na koncerty. Acid, Vader, i wiele innych. Skroilem z domu aparat, jeszcze na klisze, uwieszalem sie barierki na przedzie i 2-3 rolki filmow wytrzaskiwalem. Furia wkolo, pot z sufitu, foty zrobione, siniaki na miednicy przez nastepne 2 tygodnie, tak tlum napieral. Ale nie zaluje, czasy byly super.
Kilka lat temu pojechalem na koncert do Leeds, gralo My Dying Bride. Szxanuje zespolo i po prostu jestem ich fanem, ale to byl pierwszy ich koncert co na zywca moglem obejrzec. Chcialem porobic foty. Pech/szczescie, ze... bateria do aparatu zostala w ladowarce w domu! Najpierw wkurwens, ale po chwili pomyslalem: zajebiscie, znow po staremu: wpadam i ogladam koncert i wywijam. No i to byl jeden z lepszych koncertow jakie ogladalem, ciarki na plecach prawie non stop, Aaron wie co robi na scenie:).
Fakt, jesli mialbym siebie przypisywac do ktores z grup, to przelecialbym przez rozne. Ale niezaleznie w ktorej bym nie byl, to idac na koncert chce dostac muzycznego kopa, choc korki w uszy wkladam, bo narzadu sluchu sam potrzebuje i nie moge sobie pozwolic na nastepne 3 dni piszczenia i buczenia w uszach:)
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
saxona (gość, IP: 83.0.165.*), 2013-03-13 11:34:32 | odpowiedz | zgłoś
prawdy w tym felietonie wiele, ale co do czeskiej publiczności to się nie zgodzę. na koncercie w pradze (sonisphere 2012) widziałam największy w swoim zyciu gnój i rozpiździel, wszedzie nawaleni ludzie, żygający gdzie popadnie. na in flames nie bawił sie nikt, na kornie paru ludzi a na ironach paru podskakiwało. Porażka
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
thrash (gość, IP: 91.146.214.*), 2013-03-12 22:35:28 | odpowiedz | zgłoś
po 1 - moja osoba nie pasuje do żadnego z podanych przykładów, a nie czuję się jakoś odosobniony. publiczność podzieliłbym zupełnie inaczej, ale to nie mój felieton.
po 2 - publiczność czeska jest tak drętwa, że przy nich Polacy mają notoryczne ADHD, niemieckiej nie widziałem.
po 3 - słuchasz rocka bo czujesz tę muzykę i poprawia Ci humor, dodaje energii, przyprawia o dreszcze, to dzielenie i wytykanie cech pozostałym fanom nie ma znaczenia
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
Mikele (gość, IP: 192.168.7.*), 2013-03-13 08:42:22 | odpowiedz | zgłoś
Po 1: napisz swój felieton z odpowiednim podziałem. Szczerze zachęcam. Nie pasujesz do żadnego z typów, bo to typy modelowe, schematyczne. Po 2: niemiecka jest bardziej chamska. Po 3: wszyscy jesteśmy naznaczeni przez rock'n'roll. Nigdy nie miałem z tym problemu, że ktoś słucha gotyku czy nu-metalu, czy black metalu, czy rocka progresywnego, a ja nie. I tak czuję więcej wspólnego z takim osobnikiem niż z dresem. Niczego nie wytykałem, jedynie zarysowałem schematyczne typy. Nikt nie powinien poczuć się urażony, ale jeśli ktoś się poczuł, to nie będę z tego powodu ronił łez.
re: Kultura chodzenia na koncerty AD 2013
excubitor
excubitor (wyślij pw), 2013-03-12 20:55:53 | odpowiedz | zgłoś
Należy też wspomnieć o dość sporej podgrupie należącej do starej gwardii - bydło. Inaczej nie potrafię nazwać wielkiego, narąbanego faceta, który śmierdzi tygodniowym potem, zataczając się rozlewa na wszystkich piwo, swoją aktywność ogranicza do przytulania się do każdego i oblewania go wspomnianym trunkiem, a jedyne słowa jakie z siebie wydobywa to "kurwa" i "napierdalać". Nie zawsze orientuje się kto teraz gra, nawet jeżeli strój i tatuaże sugerują, że darzy ten zespół wielkim uwielbieniem. Jeżeli tylko coś mu się nie spodoba, to jest gotów rzucić się z pięściami. Nie ważne czy na dziewczynę, chłopaka z podstawówki, który przyszedł z rodzicami czy na równego sobie. Ciągle na takich damskich bokserów trafiam. Może jestem skrzyżowaniem lalusia z kolekcjonerem, ale jak mam czekać do rana na pociąg to chciałbym chociaż nie śmierdzieć płynami od takiego pana. A jak ktoś lubi dostać z glana po twarzy, to nie musi wydawać na to 120 zł. Nie każdy jednak lubi.

Na koncert przychodzę posłuchać muzyki, poskakać, zedrzeć gardło, dobrze się bawić. Po koncercie, jak się uda, spotkać się z zespołem i dostać autografy na katanie(o, zbroja z przeszłością) i płycie. Wypić jakoś nie lubię, piwa tym bardziej, więc żadna to dla mnie przyjemność pachnieć nim przez kolejnych kilkanaście godzin.

W Czechach byłem tylko kilka razy, ale za każdym razem dobrze się bawiłem (nawet lepiej niż u nas) i nie mogę stwierdzić, że od dobrobytu im się w dupach poprzewracało.
Na ile płyt CD powinna być wieża?