- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Iron Maiden
strona: 1 z 1
Bardzo lubiłem Iron Maiden w latach osiemdziesiątych. W wakacje przypadkowo trafiłem na stronę www chilijskiego fan-clubu i stare emocje wróciły. Kupiłem sobie "Best Of The Beast", "Fear Of The Dark" i "Seventh Son...". To ostatnie oczywiście doskonale znałem, słuchałem tego tak często w 1989 r., że dotąd pamiętałem 80% tekstów. Ściągnąłem sobie z sieci sporo plików midi Ironów, FAQ-i i tym podobne.
Iron Maiden było w naszym kraju bardzo popularne w latach 80-tych i trzeba przyznać, że zespół na taką popularność zasłużył, przyjeżdzając do nas wtedy, kiedy inni wielcy koncertowali rzadko. "Live After Death" był też jedną z nielicznych zagranicznych płyt wydanych w Polsce, więc właściwie Iron w pigułce każdy sobie mógł kupić.
Moim zdaniem "Siódmy syn" to ich opus magnum. Płyta kompletna, skończona, w takim sensie, że stanowi przemyślaną całość. Teksty w wielu miejscach są interesujące, udanie wprowadzone brzmienie syntezatorów, wzbogaca przestrzeń dźwiękową (choć Bruce Dickinson zarzekał się, że nie da się grać metalu na klawiszach). Teraz mogę ich słuchać na znacznie lepszym (właściwie o niebo) sprzęcie niż 10 lat temu, więc dopiero teraz słyszę wyraźnie ten galopujący bas Harrisa. On napędza tę całą machinę, jego brzmienie jest bardzo charakterystyczne; myślę, że w tym gatunku Harris to już klasyk.
Natomiast Dickinson to coś niebywałego. Tuż przed wakacyjnym powrotem do ich muzyki sądziłem, że obecnie Dickinson będzie brzmiał wręcz archaicznie. Operowy zaśpiew charakterystyczny dla brytyjskiego metalu jest obecnie rzadko słyszany, a właściwie porzucony na rzecz modulowanego charkotu wokalistów zespołów grających cięższą muzykę. Ten "charkot" nie jest wadą; bywa, że go lubię, ale Dickinson to zupełnie inna szkoła śpiewu i jeśli ktoś go polubił, to z trudem będzie mógł zaakceptować innego wokalistę w Iron Maiden. Nie chodzi o rozpoczynanie odwiecznych dyskusji typu Simson a Jawa, Linux czy W95, Linda czy Pazura itd. Bardziej myślę o kazusie Marillion. Po rozejściu się dróg Fisha i reszty zespołu, żadna ze stron nie powtórzyła dokonań uprzedniej całości i to niestety wróżę nowemu składowi Iron Maiden. Tym bardziej, że "Fear Of The Dark" to wyśmienita płyta, a "X Factor" chyba nie.
Dickinson ostatnio nagrał nową płytę pt. "Accident Of Birth". Czytałem pozytywne recenzje, więc chyba się skuszę na zakup. Należy jednak obiektywnie stwierdzić, że głos Bruce'a już nie jest taki, jak dawniej, ale też dziwić się temu nie można po tylu latach tak doskonałego eksploatowanie tegoż organu. Pozostali członkowie zespołu nie są już takimi indywidualnościami, więc nie będę się rozpisywał na ich temat, warto jednak zauważyć, że wszyscy muzycy są co najmniej dobrzy. No może poza perkusistą, który nie wnosi za wiele.
Iron Maiden nagrał wiele wyśmienitych płyt. Praktycznie od debiutu do "Seventh Son..." nie było słabej płyty, a dwie były wprost rewelacyjne. Myślę oczywiście o "Seventh.." oraz o "Somewhere In Time". Niestety tej ostatniej nie udało mi się obecnie, mimo usilnych poszukiwań, nigdzie znaleźć.
Na początku lat 90-tych powstała dziwna płyta "No Prayer For The Dying". Słaba, po prostu słaba, w porównaniu do poprzedniej płyty "Seventh..." to właściwie bardzo słaba. To poniekąd zrozumiałe, że ciężko przeskoczyć samego siebie, bo "Seventh..." ustawił poprzeczkę bardzo wysoko, niemniej przykład "Fear Of The Dark" pokazuje, że zespół był w stanie stworzyć po "Siódmym synie" płytę po prostu bardzo dobrą. Tu dygresja: lubię Pearl Jam, ale tylko pierwszą płytę - mimo całej mej sympatii dla Veddera, nie nagrali później niczego równie dobrego.
Żałuję, że nie widziałem na video żadnego z ich koncertów. Iron Maiden w przeciwieństwie do Metalliki gra wyśmienite koncerty, więc chętnie bym także je obejrzał. Ciekawostka: podczas koncertów Steve Harris ma zwyczaj mamrotać pod nosem prawie wszystkie teksty wyśpiewywane właśnie przez Bruce'a. Nie powinno to dziwić, gdy zważy się, iż jest on autorem większej części utworów.
Konkludując: dla mnie Iron Maiden to jedna z kilku najczęściej słuchanych grup w młodości (przy okazji, pamięta ktoś Helloween?). Ponowne ich odkrycie było dla mnie wielką frajdą, niestety odejście Dickinsona budzi obawy, że najlepsze czasy już za nami, z drugiej jednak strony zostawili po sobie tak wiele tak dobrych nagrań, że prawdziwi wielbiciele nigdy ich chyba nie zapomną. Mam też nadzieję, że Harris nie zamierza odstawiać szopki w stylu Rolling Stones, czy Deep Purple i rozwiąże zespół, gdy nie będzie ich już stać na nic dobrego.