zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

felieton: Dokąd zmierza muzyka gitarowa

21.10.2000  autor: Wickerman

strona: 1 z 1

Przypomnijmy sobie zamieszchłe czasy (przynajmniej dla mnie). Był rok 1969. Led Zeppelin wydał swoją drugą płytę ("II"). Rozpoczęło się riffowe szaleństwo. Całe rzesze gitarzystów przerabiało riff z "Whole Lotta Love" i umieszczało go w swoich kompozycjach. Nawet w latach osiemdziesiątych można było poznać, czego dany gitarzysta słuchał komponując riffy. Pod wpływem "II" powstał pomnik heavy/hard rocka/metalu "In Rock" Deep Purple. Także młody Tony Iommi, tworząc riffy do "Black Sabbath", "N.I.B" i "Iron Man", korzystał z kierunku wyznaczonego wcześniej przez Jimmy'ego Page'a. W końcu nadszedł rok 1975. Sabbath jakoś się jeszcze miał, Zeppelin miał problemy wewnętrzne (wypadek Planta), Purple powoli dogorywał. Nadszedł Glam Rock.

Tę muzykę grali faceci, dla których ważniejsze były makijaże, buty na koturnach, pirotechnika, świnia na trampolinie (serio!!!) od porządnej pracy gitarzysty. Oprócz tego był też punk, ale tamtejsi gitarzyści walili 4 akordy, co sprawiało że muzyka ta była prosta, szorstka. Oczywiście były też i porządne zespoły (nie mam nic do punka ani glamu, lubię Sex Pistols, The Clash, Kiss), honoru wtedy broniły: AC/DC, Judas Priest. Priest był jednym z pierwszych zespołów, który używał dwóch elektryków. Ciężkie przesterowane riffy, fenomenalne sola. AC/DC, jak wszyscy wiedzą, grało prostą muzę w bluesowymi wpływami (ze względu na prostotę niektórzy uważali ich za zespół punkowy). Angus Young może nie był wirtuozem, ale grał bardzo precyzyjnie riffy i te swoje bluesowe sola.

Przełomem był rok 1978, wtedy wyszedł pierwszy album Van Halen. Tam Eddie Van Halen wyprzedził wszystkich gitarzystów o parę lat. Grał niekonwencjonalnie. Dużo głębokiego tremola, tapping. To typowy szybki gitarzysta. Nie można oczywiście zapomnieć o Joe Satrianim i Steve'ie Vaiu. Ci dwaj panowie grają podobnie, dużo tappingu, flażoletów tremola. Lecz ich muzyka jest typowo instrumentalna. Całość nastawiona jest na popisy gitarowe, praktycznie brak tekstów. Inaczej jest w przypadku Van Halen, gdzie mamy regularne utwory.

Lata osiemdziesiąte. Wybuch heavy metalu. Wtedy wybił się Iron Maiden, zabłysł Priest. Te zespoły nareszcie doceniono. Weźmy Maiden. Super riffy, melodyjne sola, technika Dave'a Murray'a i Adriana Smitha, a później Janicka Gersa Na tych zespołach oparł się drugi przodujący gatunek lat osiemdziesiątych - thrash. I chyba wtedy metal najbardziej zbliżył się do punku. Metallica, czerpiąca garściami z tradycji rockowej (Sabbath, Purple, Zeppelin) i z amerykańskiego punka (Misfits), Slayer zrzynający z Judas Priest i z alternatywnego podziemnego, i cholera wie jeszcze jakiego punku. W Slayer przede wszystkim kręcą popisy Kinga i Hannemana, piorunujące, szybkie sola.

W lata dziewięćdziesiąte wchodzimy razem z brudnym death metalem, ekstremalnym blackiem i industrialem. Death jaki jest, to każdy wie, ciężkie cięte riffy, brak solówek. Black (np. Immortal) to szkoła po Slayer, strasznie szybka młócka plus szczątkowe sola. Industrial niestety zaponiał trochę o gitarach. Oni wolą młot pneumatyczny. Trudno.

Dotarliśmy do dnia dzisiejszego. Wydaje mi się, że jesteśmy w "pustych latach", czy ktoś zna wirtuoza, który zadebiutował w latach dziewięćdziesiątych? Można by tu podać kandydaturę Toma Morello z Rage Against The Machine, na pewno w jakiś sposób zrewolucjonizował gitarę lat dziewięćdziesiątych. Ale cóż z tego, kiedy facet wyraźnie bazuje na efektach gitarowych, a nie na technice.

Jesteśmy w miejscu, w którym była muzyka gitarowa w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Jedyne, co nam pozostaje, to zaczekać na nasze kolejne "lata osiemdziesiąte", w których miejmy nadzieję gitara zajmie zaszczytne miejsce i utoruje sobie drogę na szczyt, tak jak to zrobiła w 1969 roku.

« Poprzednia
1
Następna »
Na ile płyt CD powinna być wieża?