- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
felieton: Black 666 War
strona: 1 z 1
Już od dłuższego czasu miałem zamiar napisać ten artykuł, jednak albo brakowało czasu, albo siły, albo nadziei, że on cokolwiek zmieni. Nadziei nie mam dalej, jednak postanowiłem sobie, że w końcu napiszę te kilka(dziesiąt) linijek. Czego moje wywody będą dotyczyć? Dotyczyć będą sprawy dosyć oklepanej, bo braku tolerancji, ale braku tolerancji na scenie muzyki ciężkiej lub, jak kto woli, "alternatywnej".
We wszelkiego rodzaju publikacjach internetowych, w gazetach muzycznych, w zinach coraz częściej zamiast konkretnych informacji, konstruktywnych wypowiedzi, można spotkać narzekania na inne zespoły czy nurty muzyczne. Niestety, proces ten został zapoczątkowany przez muzyków i przedstawicieli sceny ekstremalnego metalu, a w szczególności przedstawicieli nurtu zwanego black metal. Na samym początku chcę zaznaczyć, że daleki jestem potępieniu tego rodzaju sztuki, mało tego, sam lubię taką muzykę i bardzo często jej słucham. Uwielbiam Thy Serpent, ...And Oceans, Enochian Crescent, Ishtar, Liar Of Golghota, Count De Nocte czy bardziej podziemne Black Funeral (pierwszą płytę "Vampire..."), Pagan Winter, Maniac Butcher, Isthar (tak, ten holenderski i inny niż ten od "Krig") czy Maskim, no i oczywiście Mayhem. Mógłbym jeszcze wymienić wiele nazw, ale nie chcę by ktoś pomyslał, że się chwalę lub daję do zrozumienia, że jestem nie wiadomo jakim ekspertem w dziedzinie "czarciej sztuki". Chciałem po prostu pokazać, że temat nie jest mi obcy. Ale wróćmy do meritum sprawy, do głównego wątku.
"Morbid Noizz" - magazyn właśnie rzeczonej muzy extremalnej. Ładna szata graficzna, obszerne wywiady, recenzje płyt... Zacznijmy właśnie może od tych recenzji. Swego czasu natknąłem się tam na recenzję P.O.D. "The Fundamental Elements Of South Town". Nie mówię, że jest to płytka genialna, nie mówię nawet, że jest wyjątkowo dobra. Ot, przeciętne nowe granie. Redaktorzy z MN jednak moim zdaniem troszeczkę przesadzili. Cała recenzja zaczęła się od przedstawienia przeciętnego słuchacza P.O.D. Kto czytał, ten wie, że został on przedstawiony jako pozbawiona mózgu męska seksistowska świnia, żyjąca tylko od imprezy do imprezy. Kiedy szanowny pan recenzent darował już sobie wątki waginowo-analne, przeszedł do samej muzyki. Z czym się spotykamy? Określenia typu pitolenie Sonny'ego (członek kapeli) żałosne umpa, umpa, etc. Rozumiem, że zdeklarowanym fanom wczesnego Gorgoroth ta płytka może nie przypaść do gustu, ale bez przesady. Wcale nie trzeba recenzując płytę nabijać się, czy wręcz atakować tak zespołu, jak i potencjalnych jego fanów. Panowie dziennikarze, chyba znacie się na swoim fachu. Nie da się tej sprawy załatwić inaczej? Dziwi mnie również to, dlaczego pośród recenzji płyt DM czy BM znalazło się takie P.O.D. Wybaczcie, ale wygląda mi to na taką małą prowokację. Na łamach Morbid Noizz pojawiła się też swego czasu recenzja płytki Staind "Dysfunction". Tutaj panowie z MN wykazali się naprawdę sporym wyczuciem i znajomością fachu. Skrytykowali, ale elegancko. Napisali, co im się nie podoba, ale można było wyczuć, że to ich prywatna opinia. Można doczepić się co prawda fragmentu, gdzie pada sformułowanie muzyka Staind kojarzy się z Tool, którym dręczą nas telewizje muzyczne, ale nikt nie jest idealny.
Poza tym w numerze tym był również elegancko przeprowadzony wywiad z Aaranem Lewisem, wokalistą Staind. W ten oto sposób przeszliśmy do wywiadów. Od razu przepraszam, że doczepiłem się tego Morbid Noizz, ale jest on ogólnie dostępny, więc każdy, kto chce, może sobie do niego dotrzeć. Ileż to razy w wywiadach w tym piśmie spotykaliśmy się z pytaniami, z których aż ziało nienawiścią do kapel pokroju Korn, Orgy, Limp Bizkit, Marilyn Manson, etc. Pamiętam wywiad, w którym padały zdania typu: co sądzisz o tej całej gównianej modzie na takie pseudo-zespoły jak Korn czy Limp Bizkit? Rozumiem, że można mieć odmienne zdanie na temat tej czy innej kapeli, ale po co, w jakim celu obrażać fanów takiej muzyki? Następny wywiad - grupa Ashes. Znów atak, tym razem na Marilyn Manson (oczywiście źle literowany "Marylin", ale do tego już chyba wszyscy przywykli, że w większości gazet nie mogą się nauczyć poprawnej pisowni). "Głupi hemafrodyta", "pedał" to tylko jedne z lżejszych określeń. Co najśmieszniejsze, "wywiadowca" zostaje zbity z tropu przez samych muzyków Ashes, którzy twierdzą, że imponuje im MM. Wszyscy metalowi ekstremiści zarzucają MM komercję. Mówią, że ten cały show to tylko sposób przyciągnięcia ludzi. Widać nie wiedzą oni, że Brian Warner wymyślił to bardzo dawno i kiedy jeszcze był liderem nic nie znaczącego Marilyn Manson and the Spooky Kids, czy podczas promocji "Portrait Of An American Family" poslugiwał się tymi samymi efektami i przyrządami co teraz, a więc nie ma tu żadnej pozy czy "ściemy". Zdeklarowane "diobły" smieją się, że makijażem MM próbują pokryć brak umiejętności. Fani black metalu są ostatnimi ludźmi na świecie, którzy powinni wypowiadać się na temat makijaży i szeroko rozumianego "image". Poruszyłem tu temat braku umiejętności. Przedstawiciele ekstremy twierdzą , że artyści "New Metal" (nie cierpię tego określenia) nie umieją grać, że elektronika, że samplery, że hip-hop, oni natomiast są wirtuozami absolutnymi (jak wczesny Venom :) ). OK. zgadzam się, że do hip-hop'u nie potrzeba wiele umieć, ale kapele grające eklektycznie, łączące gatunki (Incubus, Korn czy Ultraspank) to niejednokrotnie wylęgarnia prawdziwych talentów muzycznych. Incubus (ci od "S.I.E.N.C.E." i "Make Yourself") na przykład, w Morbid Noizz "żartobliwie" nazwani kapelą "rapowo-metalową". Czy oni nie umieją grać? Czy zasłaniają się całą armią samplerów, scratchy i tym podobnych wynalazków? Weźmy pod uwagę płytkę "Make Yourself". Drodzy ekstremiści! Czy słyszeliście ten materiał? Czy słyszeliście utwór "Battlestar Scralatchtica"? Czy nie jest to przypadkiem pokaz wielkich, naprawde wielkich umiejętności? Tutaj nawet tak znienawidzony "turntable'ista" reprezentuje bardzo wysoki poziom wrażliwości na dźwięki. Co otrzymujemy w zamian od ekstremistów? A chociażby taki projekt jak WAR. Owszem, na kilometr czuć siarkę, demonizm i agresję, ale... ciekawe, czy jakby prezentować tylko fragmenty utworów fanom WAR, umieliby oni odróżnić jeden kawałek od drugiego. Ci sam fani WAR zarzucają chociażby Incubusowi komercję. Tymczasem czym jest WAR? Czy nie jest on przypadkiem czysto komercyjnym tworem? (In Aeternum się nie sprawdziło?) Poziom zespołu można określić również liczbą naśladowców. Korn nie umie grać? Cóż, widać zrobiła się moda na "nie umienie", bo coraz więcej zespołów usiłuje "nie umieć grać" jak Korn.
Elektronika - kolejny drażliwy temat. Łatwizna, techno (sic!), komercja (znowu). Posłuchajcie sobie Nine Inch Nails, Ministry, Front 242, a potem mówcie o tym, kto idzie na łatwiznę. A nowy Mayhem? No i tutaj dotknęliśmy ostatniej sprawy - nietolerancja wewnątrz sceny. Nowy Mayhem się sprzedał, to już nie to co na "Deathcrush". Tego to już nie jestem w stanie zrozumieć. Dlaczego niszczy się zespół tylko za to, że się rozwija? Czy przypadkiem w propozycjach nowego Mayhem ("Grand Declaration Of War") nie ma więcej chłodu niż we wszystkich płytach Darkthrone razem wźiętych? Ekstremiści! Po co niszczycie własną scenę? Behemoth - dla mnie chyba numer jeden jeżeli chodzi o szeroko rozumianą ekstremę. Kolejni sprzedawczycy - dlaczego? Dlatego, że nie wypuszczają na rynek tak słabo wyprodukowanych płyt jak "Sventevith: Storming Near The Baltic" czy "Grom"? Dlatego, że są w Avantgarde? Dlatego, że wydają Digipacki? Jeżeli kapela się rozwija, to raczej nie będzie cały czas siedzieć w ciemnej piwnicy i grać w kółko tzw. "Pure Fucking Black Metal". A może przyczyna tkwi w czymś zupełnie innym? Może w zazrości? Dlaczego Nergalowi się udało, a nam nie? Dołóżmy mu, skandujmy wypierdalaj! na koncercie, a nie ćwiczmy. Czemu niektórzy nie umieją zrozumieć, że właśnie dzięki takiemu Behemothowi mogą się wybić? Czemu nie rozumieją, że Nergal jako postać znana i szanowana może zwrócić uwagę łowców talentów na tę czy inną kapelę polskiego undergroundu? A jeśli jesteśmy już przy Behemoth, to chcę w tym miejscu podziękować z całych sił Nergalowi za szerzenie "zdrowego" podejścia do innej muzyki niż black metal, za szacunek do MM, NIN. Za to, że mimo, iż nie lubi Korn (ostatni Mystic Art.), nie obrzuca ich obelgami.
Będę już kończył, żeby nikogo nie zanudzić. Rozumiem, że black metal to sztuka wielowymiarowa (znów Nergal), że ten cały "image" to bardzo ważna sprawa, ale ludzie, troszeczkę tolerancji dla samych siebie i innych! Można słuchać tej czy innej muzyki, można się nie zgadzać, ale po co ze sobą walczyć? Nigdy w życiu nie powiem, że BM czy DM to prymitywne walenie młotem, bo to po prostu nieprawda, ale Wy, zdeklarowani ekstremiści, zrozumcie, że jeśli coś jest wolniejsze i mniej bluźniercze od black metalu, to nie oznacza to wcale, że to muzyczne "coś" jest nic nie wartym komercyjnym łajnem.
P.S. To, że jakiś zespół sprzedaje więcej płyt nie oznacza, że tworzy dla pieniędzy. Przyczyną jest to, że trafił swoją muzyką w odpowiedni czas.
P.S. 2. Zapraszam do dalszej dyskusji.