- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Flowing Tears "Razorbliss"
Flowing Tears odwiedzili nasz piękny kraj dwukrotnie: pierwszy raz podczas Metalmanii, a drugi - jako support podczas trasy Samaela. Występy te były okazją do zaprezentowania m.in. nowej wokalistki i repertuaru z najnowszej, opisywanej tu płyty "Razorbliss". Nota bene , tytuł - jak powiedzieli w wywiadzie udzielonym niedawno naszemu portalowi Helen Vogt oraz Benjamin Buss - wiąże się dość mocno właśnie ze zmianą na stanowisku wokalistki zespołu. "Razor" symbolizować ma pełen niepewności, trudny dla zespołu okres po odejściu Stefanie Duchene, który po znalezieniu zastępstwa w osobie Helen Vogt zmienił się w "bliss" (radość, błogostan). Jednym słowem sielanka... ;-) Życzę zespołowi, żeby potrwała jak najdłużej!
Tym bardziej, że "Razorbliss" jest albumem ze wszech miar sympatycznym w odsłuchu. Nie powalającym, nie zaskakującym, nie intrygującym, ale właśnie sympatycznym. Muzycznie jest to krzyżówka cięższego rocka i metalu, wzbogacona o sporą ilość elektroniki i klawiszy. Wszystko cięższe niż poprzednie dokonania kapeli, a dzięki użyciu klawiszy - także bardziej nowoczesne. Piosenki są raczej krótkie (poza "Pitch Black Water" wszystkie mają od trzech do czterech minut), nieskomplikowane w formie, o prostej strukturze. Spora ilość zadziornych riffów, niski, przyjemny dla ucha wokal Helen Vogt, w połączeniu z ciekawymi melodiami tworzą miks bardzo miły w odbiorze. Oczywiście jak już napisałem, nie jest to nic powalającego, ale płyty słucha się bardzo dobrze.
Do jej najjaśniejszych punktów zaliczyłbym z pewnością wspaniale pulsujący "Firedream", numer tytułowy ze świetnymi, "pełgającymi" w tle klawiszami, świetne "Vertigo" i kończące płytę, stonowane "Pitch Black Water". Fajny album, jak najbardziej do posłuchania.