zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 22 grudnia 2024

recenzja: Flowing Tears "Razorbliss"

22.12.2004  autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Flowing Tears
Tytuł płyty: "Razorbliss"
Utwory: Razorbliss; Believe; Virago; Undying; Radium Angel; Firedream; Ballad Of A Lonely God; Snakes Of Grey; Mine Is The Ocean; Maladine; Unspoken; Pitch Black Water
Wykonawcy: Helen Vogt - wokal; Benjamin Buss - gitara, instrumenty klawiszowe; Frederic Lesny - gitara basowa; Stefan Gemballa - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Flowing Tears odwiedzili nasz piękny kraj dwukrotnie: pierwszy raz podczas Metalmanii, a drugi - jako support podczas trasy Samaela. Występy te były okazją do zaprezentowania m.in. nowej wokalistki i repertuaru z najnowszej, opisywanej tu płyty "Razorbliss". Nota bene , tytuł - jak powiedzieli w wywiadzie udzielonym niedawno naszemu portalowi Helen Vogt oraz Benjamin Buss - wiąże się dość mocno właśnie ze zmianą na stanowisku wokalistki zespołu. "Razor" symbolizować ma pełen niepewności, trudny dla zespołu okres po odejściu Stefanie Duchene, który po znalezieniu zastępstwa w osobie Helen Vogt zmienił się w "bliss" (radość, błogostan). Jednym słowem sielanka... ;-) Życzę zespołowi, żeby potrwała jak najdłużej!

Tym bardziej, że "Razorbliss" jest albumem ze wszech miar sympatycznym w odsłuchu. Nie powalającym, nie zaskakującym, nie intrygującym, ale właśnie sympatycznym. Muzycznie jest to krzyżówka cięższego rocka i metalu, wzbogacona o sporą ilość elektroniki i klawiszy. Wszystko cięższe niż poprzednie dokonania kapeli, a dzięki użyciu klawiszy - także bardziej nowoczesne. Piosenki są raczej krótkie (poza "Pitch Black Water" wszystkie mają od trzech do czterech minut), nieskomplikowane w formie, o prostej strukturze. Spora ilość zadziornych riffów, niski, przyjemny dla ucha wokal Helen Vogt, w połączeniu z ciekawymi melodiami tworzą miks bardzo miły w odbiorze. Oczywiście jak już napisałem, nie jest to nic powalającego, ale płyty słucha się bardzo dobrze.

Do jej najjaśniejszych punktów zaliczyłbym z pewnością wspaniale pulsujący "Firedream", numer tytułowy ze świetnymi, "pełgającymi" w tle klawiszami, świetne "Vertigo" i kończące płytę, stonowane "Pitch Black Water". Fajny album, jak najbardziej do posłuchania.

Komentarze
Dodaj komentarz »